Pomogła: 9 razy
Wiek: 103
Dołączyła: 24 Maj 2010
Posty: 5775
Skąd: Dziki Zachód
Wysłany: Sob 08 Wrz, 2012 19:18
Wystąpienie na konferencji poświęconej pamięci Lecha Kaczyńskiego
8 IX 2012 r.
Wypowiadam te słowa z głęboką satysfakcją i dumą. „Solidarność” rodząca się z portretami Ojca Świętego Jana Pawła II oraz wizerunkami Matki Boskiej na bramach strajkujących zakładów była wielkim wołaniem zniewolonego narodu o wolność i sprawiedliwość społeczną. Była wielkim i pięknym marzeniem o Polsce zbudowanej na wartościach.Nazywamy je wartościami Sierpnia, a wyraża je 21 postulatów.
Lech Kaczyński tak jak nikt dochował wierności wspólnym ideałom Solidarności. Dochował wierności jak żaden spośród liderów naszego Związku, którzy odeszli do życia publicznego, którzy ze społecznego mandatu sprawowali najwyższe funkcje w państwie. Lech Kaczyński stał się symbolem wierności zwykłym ludziom. To stąd ten wielki szacunek ludzi i żałoba po katastrofie smoleńskiej. To niestety powód tej zawziętej walki przeciwników politycznych z pamięcią o nim. Walka z pamięcią o Lechu Kaczyńskim to walka z wizją Polski solidarnej, z ideałami i przesłaniami Sierpnia, z marzeniami o sprawiedliwości społecznej. To walka z „Solidarnością” broniącą godności ludzi pracy.
Wróćmy jednak do chwili, kiedy Lech Kaczyński odszedł z władz „Solidarności”. Na III Krajowym Zjeździe Delegatów w Gdańsku w lutym 1991 roku, gdy kandydował na funkcję przewodniczącego Związku, w swoim wystąpieniu programowym mówił o sprawach bieżących. Mówił o problemach wynikających z prywatyzacji, potrzebie tzw. umowy prywatyzacyjnej z gwarancjami dla załogi, partycypacji pracowników w zarządzaniu firmą oraz o umowach zbiorowych. Wskazywał na napięcia pomiędzy strukturami branżowymi i regionalnymi. Proponował kompromisy faktycznie obowiązujące do dzisiaj. Między innymi postulował poszerzenie Prezydium o przedstawicieli branż. Był rasowym związkowcem. Przestrzegał przed budowaniem własnej reprezentacji politycznej, wskazując, że ewentualny udział we władzy wykonawczej jest nie do pogodzenia z zadaniami związku zawodowego. Późniejsze doświadczenia z Akcją Wyborczą Solidarność pokazały, jak bardzo miał rację. Po III Zjeździe zrezygnował z funkcji w Prezydium Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. Przez pół roku był ministrem stanu ds. bezpieczeństwa w Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy.Wybrany przez Sejm na Prezesa NIK w lutym 1992 roku pełnił urząd do czerwca 1995 roku. W 2000 roku został powołany na ministra sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka. W 2001 roku jako współzałożyciel stanął na czele Prawa i Sprawiedliwości. W listopadzie 2002 roku został wybrany prezydentem miasta stołecznego Warszawy. Po odejściu z kierownictwa „Solidarności” dwukrotnie sprawował mandat posła.
Celowo wyliczyłem te wszystkie funkcje publiczne, bo w tym okresie Leszek nie tylko nie odwrócił się od „Solidarności”, ale stale utrzymywał żywy kontakt z kolegami. Podkreślał publicznie, że kiedy kierował różnymi instytucjami i urzędami, zwłaszcza gdy był Prezydentem Warszawy, związki zawodowe nigdy nie były dla niego przeszkodą, ale zawsze partnerem.
Moje bliższe kontakty jako Przewodniczącego NSZZ „Solidarność” z Leszkiem rozpoczęły się po nadaniu mu przez Redakcję „Tygodnika Solidarność” tytułu Człowieka Roku 2004 za przygotowanie obchodów 60. rocznicy Powstania Warszawskiego i Muzeum Powstania. Te dzieła to wielki osobisty sukces Leszka.
Kiedy zbliżały się wybory prezydenckie w 2005 roku, we wrześniu jako kandydat został zaproszony na Komisję Krajową. „Solidarność” zdecydowanie udzieliła poparcia Lechowi Kaczyńskiemu i jego programowi Polski solidarnej. Chcę podkreślić, że w wolnej Polsce od 1990 roku „Solidarność” w każdych wyborach prezydenckich popierała jednego z kandydatów. Duży wymiar przed drugą turą wyborów miało spotkanie na Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność” 13 października w Wasilkowie koło Białegostoku. Niedaleko rodzinnych stron księdza Jerzego Popiełuszki Lech Kaczyński mówił do zebranych:
„Najlepsze lata mojego życia to działalność w ‘Solidarności’, bo wtedy powstawała Wolna Polska, bo wtedy powstawał ruch, który nie znajduje precedensu w historii Europy. To jest ruch, któremu zawsze będę wierny”.
I nieco dalej :
„Mówi się o mnie, że przeciwstawiam wolności solidarność. Ja chcę tylko walki z taką wolnością, która polega na czynieniu krzywdy innemu, bo takiej wolności być nie może. Często to po prostu działalność przestępcza, z przestępczością zamierzam twardo walczyć. Ale krzywdzenie innego może przyjąć także inny charakter, może to być właśnie nieograniczona władza nad pracownikiem”.
To tylko wybrane zdania z ważnego wystąpienia. Najbardziej spójną wizję swojej prezydentury, piękną wizję Polski Lech Kaczyński przedstawił w orędziu wygłoszonym do Zgromadzenia Narodowego w dniu zaprzysiężenia.
Znowu tylko wybrane zdania.
„ Ta naprawa Rzeczypospolitej to zadanie konkretne, to usunięcie z naszego życia zjawisk patologicznych, a przede wszystkim wielkiej dziś przestępczości, szczególnie zaś przestępczości korupcyjnej – całego, wielkiego pędu do uzyskania nieuprawnionych korzyści, który to pęd zatruwa społeczeństwo, deformuje jego konstrukcję, tworzy zbyt wielkie i niczym nieuzasadnione społeczne dystanse, degeneruje instytucje rynkowe, a przede wszystkim degeneruje aparat państwowy i uniemożliwia prawidłowe wypełnienie przez państwo jego elementarnych zadań”.
„Naród jako wspólnota buduje się również wokół tradycji. Nie wolno przeciwstawiać jej koniecznym zamianom, koniecznej modernizacji Polski. To jest sprzeczność wymyślona. To jest szkodliwy sposób myślenia. Największe sukcesy w Europie odnieśli ci, którzy potrafili połączyć modernizację z dobrą tradycją”.
„Polsce potrzebna jest swego rodzaju umowa społeczna, która określi na następne lata sposób dzielenia wspólnego dorobku. Polacy muszą wiedzieć, czego mogą się spodziewać – jako konsumenci, jako pracownicy, jako pracodawcy – spodziewać od państwa”.
Wkrótce po zaprzysiężeniu, już trzeciego dnia urzędowania w Pałacu Prezydenckim odbyło się spotkanie Pana Prezydenta z Komisją Krajową „Solidarności”, na którym oświadczył:
„Równowaga pomiędzy interesami pracodawców i pracowników była w ostatnich kilkunastu latach poważnie zachwiania. Trzeba ją przywrócić. Chciałbym, jako urzędujący prezydent Rzeczypospolitej, być inicjatorem, swoistym opiekunem społecznego dialogu w Polsce”.
Dotrzymał tej deklaracji.
W okresie rządów PiS rozpoczęły się prace nad nową umową społeczną. Platforma nie kontynuowała tych prac. Prezydent wielokrotnie spotykał się z partnerami społecznymi, organizacjami pracodawców i związkowcami. Uwzględniając argumenty związków zawodowych, kilkakrotnie zdecydował się zawetować antyspołeczne i antypracownicze ustawy. Jego weto na kilka lat opóźniło rozpoczynającą się ponownie prywatyzację służby zdrowia. Uwzględniając apele związkowców, a także organizacji pracodawców zdesperowanych załamaniem się dialogu społecznego w Komisji Trójstronnej w okresie rządów PO, Lech Kaczyński w 2009 roku zaczął zwoływać Szczyty Społeczne poświęcone sytuacji społeczno-ekonomicznej, bezrobociu i zapowiadanemu wejściu do strefy euro. W 2010 roku Prezydent powołał Narodową Radę rozwoju, do której zaprosił partnerów społecznych, środowiska samorządowe i naukowe.
Nie sposób przecenić troski Prezydenta Kaczyńskiego o historię, zwłaszcza tę najnowszą, o tradycję narodową, dowartościowanie zapomnianych bohaterów walczących o wolną Polskę. Starał się być obecny na możliwie wielu rocznicach kluczowych zdarzeń na polskiej drodze do wolności. Prowadził konsekwentnie politykę docierania do zapomnianych cichych bohaterów i nadawania im odznaczeń państwowych. To jedna z najchlubniejszych cech jego prezydentury i powód do dumy dla całej Solidarności.
Na jubileuszowym XX Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność” we wrześniu 2006 roku w Szczecinie, omawianie prezydenckiej ustawy o zmianach do ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy zakończył stwierdzeniem:
„Nie ma lepszej ochrony dla pracowników niż rozsądne, mądre, dobrze zorganizowane i dobrze kierowane związki zawodowe”.
Ta życiowa mądrość przypomniała mi inne doniosłe stwierdzenie o ruchu związkowym. W 1983 roku Lech Wałęsa otrzymał Nagrodę Nobla za pokojową walkę o prawo do zrzeszania się w związki zawodowe. Komitet w tekście uzasadnienia stawia retoryczne pytanie: – czy są takie ideologie i systemy gospodarcze, w których obrona praw pracowniczych jest niepotrzebna? Po czym pada kategoryczne stwierdzenie:
„Powinniśmy zapewne wierzyć, że są takie granice, poza którymi nie trzeba walczyć o prawa pracownicze; ale granice takie oczywiście nie istnieją”.
Przypominam to zdanie tym, którzy mówią, że związki zawodowe w Polsce są dzisiaj niepotrzebne. Można odnieść wrażenie, że sam laureat już nie pamięta, za co otrzymał nagrodę. Nie za walkę o pokój na świecie, tylko o prawo do zrzeszania się w związki zawodowe.
Leszek Kaczyński podobnie jak Ojciec Święty Jan Paweł II wielokrotnie powtarzał, jak bardzo „Solidarność” jest ciągle potrzebna. Na XIX KZD powiedział:
„Jest tendencja do tego, żeby zasadniczo zliberalizować kodeks pracy (...) Mogę powiedzieć, że ja w walce z tego rodzaju pomysłami będę Waszym sojusznikiem”.
W innym miejscu:
„Dziś wielkim zadaniem ‘Solidarności’ jest to, żeby na dalszej drodze rozwoju nie zapomniano o interesie pracowników”.
W sposób najbardziej zwięzły i dobitny istotę toczącego się od początku transformacji sporu o drogę dalszego rozwoju Polski Prezydent wyraził na przywoływanym już XX Krajowym Zjeździe Delegatów „Solidarności”. Powiedział wtedy:
„Demokracja i wolność muszą zakładać równoważenie interesów społecznych. Na tym właśnie polega Polska solidarna, na tym, że realizowany jest nie tylko interes jednej grupy”.
Później, nawiązując do zapóźnień z PRL-u, stwierdził:
„Dziś trzeba to nadrabiać tak, aby nie było ludzi zapomnianych, aby nie było ludzi wykluczonych. To kolejne zadanie Polski solidarnej, które musi być realizowane, a jest prawie codziennie zagrożone, bo istnieje też inna koncepcja budowy Polski dla silnych i bogatych, budowy takiej Polski, w której tylko ci, którzy dysponują własnością – szczególnie na dużą skalę – mają cokolwiek do powiedzenia. Mam nadzieję, że taka Polska nigdy nie powstanie. I mogę powiedzieć, że póki będę Prezydentem Rzeczypospolitej, to z taką wizją będę otwarcie walczył”.
Parę dni temu w Sejmie mówił o tym Donald Tusk, lider obozu budującego Polskę dla wybranych. Przedstawiając informację o działaniach instytucji państwowych w sprawie spółki Amber Gold, na początku wystąpienia powiedział:
„Ten spór o zakres interwencji państwa wobec obywateli, ich wolności i zakres interwencji władzy politycznej wobec instytucji niezależnych od niej, w naszym ustroju wydaje mi się tak naprawdę najważniejszy i fundamentalny. Ta debata ma kluczowe znacznie nie tylko dla rozwiązania problemu Amber Gold, ale także dla przyszłości Polski”.
Z kolei pod koniec swoich wywodów mówił:
„Chciałbym też, żebyśmy odważnie i otwarcie pokazywali błędy, jakie zawiera nasz ustrój albo jakie błędy popełniają ludzie odpowiedzialni za działanie prawa i instytucji w Polsce, ale żebyśmy przy tej okazji nie dali sobie wmówić, że błędem jest niezależność instytucji, że demokracja rozumiana także jako prawo do podjęcia wolnych i ryzykownych decyzji jest błędem, że nasze państwo jest błędem. Nie dajmy sobie wmówić, że dzisiejsza Polska jest błędem”.
Tak wołał premier Tusk, poszerzając katalog swobód obywatelskich o prawo do ryzyka. Te kuriozalne słowa znajdują już odbicie w chorych rozwiązaniach prawnych wprowadzanych przez Platformę. W nich prawo do ryzyka okazuje się prawem do oszustwa. „Wolności do czynienia krzywdy drugiemu być nie może” – mówił Leszek.
Wahałem się, czy to robić, ale powyższe nawiązanie do aktualnych realiów uznałem za konieczne, żeby pokazać prawdę o Leszku. Pełniej pokazać, o jak fundamentalne dla przyszłości Polski sprawy walczył. On wyniesiony na najwyższy urząd w państwie pozostał wierny Ideałom Sierpnia. Niestety, tej batalii o przyszłość naszego kraju strona solidarnościowa na razie nie wygrywa. Przegrywa, bo liderzy Platformy okazują się specjalistami od ryzyka i hazardu. Bezkarnie tuszują kolejne afery. Zręcznie zachęcają do udziału w swojej nieuczciwej loterii. Elektorat PO to jedna wielka kolejka do kolektury Totolotka.
Wszyscy wiedzą, że wygrywają tylko nieliczni, że na wygraną składają się wszyscy. Pokusa jest silna, wielu chce spróbować. Jednak w Polsce Tuska na wygrane tych nielicznych składać się muszą także Ci, którzy nie chcą i nie mogą nawet uczestniczyć w tej grze.
Państwo nie tylko się zadłuża. Zrujnowany został kapitał społeczny. Nikt nikomu nie ufa. W rozwarstwieniu społecznym i podziałach bijemy europejskie i światowe rekordy. Polska się latynizuje. Rosną wielkie bariery dla jej rozwoju. Prezydent Lech Kaczyński widział te niebezpieczeństwa, ostrzegał przed nimi i robił wszystko, żeby hamować i odwracać te groźne procesy. Kierował się wizją Polski solidarnej.
Wrócę teraz do słów, które powiedziałem na początku. Walka z pamięcią o Lechu Kaczyńskim to walka z wartościami, z których zrodziła się „Solidarność”. Ci, którzy wolą budować Polskę dla bogatych, chcą, żeby ludzie jak najszybciej zapomnieli o Ideałach Sierpnia i swoich marzeniach. Lech Kaczyński stał się uosobieniem tych wartości – patriotyzmu, tożsamości narodowej, sprawiedliwości społecznej i prawdy.
LECH KACZYŃSKI – CZŁOWIEK SOLIDARNOŚCI
Janusz Śniadek
http://januszsniadek.salo...ek-solidarnosci
_________________ I nie jest zapewne przypadkiem, że autorzy radosnych ód kręcili się zawsze na dworach tyranów. /Zbigniew Herbert/
Publikujemy więc całość wystąpienia red. Piotra Semki z Konferencji "Lech Kaczyński - Człowiek Solidarności", z dnia 8 września 2012. To dokument, który warto zachować, i warto przywoływać zawsze wówczas, gdy znów kłamcy zabiorą głos:
Jeśli mówimy o życiorysie Lecha Kaczyńskiego, to to na co zwróciłbym uwagę to jego często powtarzające się zdumienie w sytuacjach, gdy przychodziło mu bronić "Solidarności" wobec ludzi, którzy "Solidarności" bardzo wiele zawdzięczają.
Ja po raz pierwszy spotkałem Lecha Kaczyńskiego w 1987 roku, kiedy to bardzo modne było stawianie z jednej strony na jakieś miraże organizacji - mówiło się wtedy o żółtych związkach zawodowych, czy o jakiejś organizacji wokół prymasa. Z drugiej strony modne były wówczas towarzystwa gospodarcze. Ludzie, których potem poznaliśmy w kongresie liberałów, mieli manierę mówienia w sposób lekceważący o "Solidarności". Mówiono wtedy, że nie można zapadać w moralną drzemkę, że "Solidarność" to już przeszłość.
Opowiadano mi o zdumieniu Lecha Kaczyńskiego, który widział ludzi, którzy wszystko zawdzięczali "Solidarności", a którzy już przyzwyczaili się do roli bywalców... Ja pamiętam wówczas w gdańskim Towarzystwie Naukowym pierwszy raz zobaczyłem Donalda Tuska, który występował w roli człowieka, mówiącego, że towarzystwa gospodarcze wszystko zmienią, a "Solidarność" jest już passe.
W 88 roku "Solidarność" pokazała swoją siłę. I te głosy ucichły. Jednak okazało się, że na krótki czas. W 1990 roku znowu "Solidarność" miała być odesłana do lamusa, znowu wtedy Zbigniew Bujak przepraszał za "Solidarność", Władysław Frasyniuk prezentował się, jako przedsiębiorca, który jest kierowcą. On uwielbiał taki styl twardziela, mówił, że jak ktoś się nie zgadza, to potrafi w "dziób" dać i tak dalej. Na tym tle była to karykatura działalności "Solidarności".
Władysław Frasyniuk i Zbigniew Bujak przez te lata ukrywania się stali się ludźmi, bardzo oderwanymi od robotników. Wówczas tego typu pseudoludźmi "Solidarności" walczono m.in. z Lechem Kaczyńskim. To właśnie Lech Kaczyński wówczas w tym Sejmie potrafił twardo protestować przeciwko sprzedaży "Solidarności" legitymacji. Ale mimo wszystko, nawet mimo tego coraz większego wzburzenia się ludzi, którzy zapomnieli o tym, co dała nam "Solidarność", byłem i jestem przekonany, że po śmierci Prezydenta nawet jego najwięksi adwersarze, pamiętając jego rolę w ruchu "Solidarność", że majestat jego śmierci w Smoleńsku sprawi, że rzeczą oczywistą jest wystawienie pomnika Lecha Kaczyńskiego w Warszawie. Bardzo szybko okazało się, że ci ludzie nie byli do tego zdolni.
Co więcej, padały argumenty, że Lech Kaczyński nie ma żadnych zasług, że dlaczego mu stawiać pomnik, że to nieudana prezydentura. Nie wiedziałem wtedy, że czeka nas jeszcze straszniejszy epizod. Epizod całkowitego, wręcz Orwellowskiego, zakwestionowania zasług Lecha Kaczyńskiego. To jest ten okres, po wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego na zjeździe "Solidarności", gdy Jarosław Kaczyński poruszył kwestię sporu między robotnikami a doradcami, którzy wówczas uważali kwestię obrony związków zawodowych za coś nie do pomyślenia. Wówczas rozpętała się kampania czysto Orwellowska. Papier pamięta.
Pamiętam, że wówczas pisałem szybko tekst do "Rzeczpospolitej", więc zbierałem opinie jak to było naprawdę z obecnością Lecha Kaczyńskiego. Okazało się szybko, że nie ma żadnej pracy naukowej. Padały argumenty bardzo podłe. Warto o nich dzisiaj pamiętać. Padał np. argument, że Lecha Kaczyńskiego nie ma na żadnym zdjęciu. Nie było go z bardzo prostego powodu. W czasie strajku ludzie tacy, jak Lech Kaczyński unikali fotografowania, ponieważ cały czas uczestnicy byli pod obstrzałem argumentu, że to nie jest robotniczy strajk, ale ludzi, wówczas propaganda PRLowska używała tego terminu, drugiego szeregu. Na tej zasadzie nie pchał się przed obiektyw aparatów fotograficznych ani Bogdan Borusewicz, ani Aleksander Hall, ani inni działacze. Ale to wobec Lecha Kaczyńskiego wysuwano ten argument.
Inny argument, inna taktyka, opierała się na mówieniu: ja nie pamiętam. Ja jednak przeczytam te zdania, które są zapisem swoistego festiwalu hańby. Mowa o ludziach, którzy widzieli i znali doskonale rolę Lecha Kaczyńskiego w strajku sierpniowym.
Proszę bardzo, Lech Wałęsa orzeka, że w czasie sierpnia Lech Kaczyński był daleko, dalej, jeszcze dalej, w ogóle nie był liczącym się działaczem w tamtym czasie. Depesza PAPu z 31 sierpnia.
Dalej, wypowiedź dla "Super Expressu" Wałęsy z 7 września 2010 roku:
Lech Kaczyński był wtedy tak tchórzliwy, że bał się własnego cienia.
Tadeusz Mazowiecki dla łamach ostatniego numeru "Wprostu" określa Lecha Kaczyńskiego jako poznanego w stoczni młodego człowieka, który nie odegrał żadnej roli w sprawie politycznej koncepcji porozumienia Sierpniowego.
Bogdan Lis, który widział i spotykał się z Lechem Kaczyńskim wielokrotnie, mówi tak, wypowiedź dla strony www.tvn24.
Lech Kaczyński z nikim w naszym imieniu nie negocjował. Był na stoczni może z godzinę, może piętnaście minut.
Dalej, Jerzy Borowczak przypomnijmy człowiek, który wówczas owszem rozpoczął strajk, ale który kierował strażami na bramach, mówił, że Kaczyńskiego na stoczni nie było.
No i Bogdan Borusewicz. To jest wypowiedź najbardziej przerażająca, bo wiemy dobrze, że Bogdan Borusewicz w czasie strajku współpracował z Lechem Kaczyńskim. (...) Tych słów nie można nie pamiętać niestety. Bogdan Borusewicz w wypowiedzi dla PAPu 31 sierpnia 2010 roku powiedział:
Lech Kaczyński pojawił się na dwa dni przed zakończeniem strajku i nie musiał nikogo reprezentować z grupy doradców.
Dodał, uwaga proszę zauważyć, jak skonstruowana jest perfidnie ta wypowiedź, dodał, że jest przyzwyczajony, że "słyszy o nowych rolach osób, które na strajku były krótko, albo ich w ogóle ich tam nie było".
Proszę Państwa, ja do redakcji "Rzeczpospolitej" bardzo często otrzymuję różne biuletyny historyczne. Wiele z nich odkładam na półkę, nie ma czasu na ich czytanie. Niedawno otrzymałem zadanie opróżnienia szafki i przeglądając zwróciłem uwagę na to, co tam leży. Odkryłem pierwszy numer biuletynu Europejskiego Centrum "Solidarności", wydany w 2010 roku, firmowany przez Radę naukową z Jerzym Eislerem czy Andrzejem Friszke. W tym numerze, który musiał być złożony przynajmniej jesienią 2010 roku, jest wywiad z Lechem Kaczyńskim dotyczący jego pracy jako doradcy liderów strajku. On został przeprowadzony w 1986 roku. W nim jest kilka stron szczegółów, Lech Kaczyński mówi, że przybył na strajk 24, że był kilka razy wcześniej, ale przyjaciele prosili go, by nie był na strajku, ponieważ obawiano się, że strajk zostanie zniszczony, a wtedy Lech Kaczyński, jako prawnik, będzie bardzo potrzebny do bronienia robotników. Sześć stron dokładnej relacji, punkt po punkcie, wszystkich czynności Lecha Kaczyńskiego w strajku sierpniowym.
Proszę Państwa, ten wywiad został przeprowadzony w 1986 roku przez "Przegląd Polityczny". I tutaj nota bardzo charakterystyczna. "Przegląd Polityczny" był wydawany od 1983 roku w Gdańsku. Nie wiemy, kto wtedy przeprowadzał wywiady w prasie podziemnej. Ale w redakcji główne role odgrywali: Donald Tusk, Wojciech Duda i Piotr Krapczyński. Żaden z tych trzech ludzi, w tych dniach, w których Bogdan Boruszewicz mówił, przypomnę, że dziś "słyszy o nowych rolach osób, które na strajku były krótko, albo ich w ogóle ich tam nie było", żadna z tych trzech osób nie przypomniała, że przeprowadziła wywiad z Lechem Kaczyńskim o jego roli w strajku sierpniowym.
Nie znam żadnej wypowiedzi członków Europejskiego Centrum "Solidarności", które by informowały, że do druku jest przygotowywany pierwszy numer. Ja nawet myślałem, że to może jest jakaś spóźniona reakcja na tę całą kampanię kłamstwa, ale nie. Cały numer był zaplanowany wcześniej i dotyczył Sierpnia. Wszystko to w piśmie, które zaczyna się od tekstu o. Macieja Zięby, ówczesnego szefa ECS, w którym znajdujemy takie oto zdanie:
Podstawowym zamierzeniem działającego od trzech lat ECS jest troska o kulturę wspólnej pamięci.
Ta kultura wspólnej pamięci powodowała, że grupa ludzi, którzy odegrali bardzo ważną rolę w Sierpniu, gdy wybuchła kampania - przypomnijmy, że ona wybuchła w cztery miesiące po śmierci Lecha Kaczyńskiego, nawet pamięć o śmierci nie powstrzymała Lecha Wałęsy od mówienia - to trzeba przypominać:
Lech Kaczyński w czasie strajku był tak tchórzliwy, że bał się własnego cienia.
One są o tyle ważne, że mamy do czynienia z sytuacją, w której NSZZ "Solidarność" jest rugowana z historii, NSZZ jest otwarcie rugowana przez Europejskie Centrum Solidarności. NSZZ "Solidarność" nie było w żadnym momencie skonsultowane, gdy prezydent Adamowicz podjął decyzję o przywróceniu haniebnego nazwiska Lenina na bramę stoczni. Dzisiaj siedziba NSZZ "Solidarność jest miejscem, do którego wkracza policja z żądaniem prokuratorskim wydania napisu. Dziś posłowie, siedzący obok mnie Pan Janusz Śniadek, są objektami listów Pana Adamowicza, który pisze do marszałek Sejmu, sugerując, że powinna ukarać posłów za udział w chuligańskich wydarzeniach i przestępstwie. Dla rozmaitych ludzi "Solidarność" jest postrzegana, jako prywatna własność np. Lecha Wałęsy. Ta pamięć i kwestia wagi wspomnień pokazuje, w jakim jesteśmy momencie.
Lech Wałęsa, jako człowiek, który ma prawo do "Solidarności", jawnie kłamie na temat Lecha Kaczyńskiego i jego roli w czasie strajku. Tradycja "Solidarności" nie jest rzeczą, która obroni się sama. Będzie manipulowana, przykrywana. Będzie modulowana pod potrzeby tych, którzy rozpoczną kampanię wyborczą aktualnie rządzącej partii. Nie trzeba jej nazwy wymieniać.
http://wpolityce.pl/wydar...kiego-z-histori
Do posłuchania (Semka od 18 min.) + inne wystąpienia
http://www.youtube.com/wa...-o7wXHQhzW2xsXW
Po tragicznej śmierci prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, media prześcigały się w prezentowaniu pozytywnych informacji na temat tego bohatera Solidarności. Zupełnie jednak zapomniano o pewnym wydarzeniu z 2002 roku, dzięki któremu dowiedzieliśmy się o wybitnych umiejętnościach Kaczyńskiego - znakomitego gracza!
Już 7 marca odbędzie się premiera nowej, piątej już odsłony jednej z najbardziej oczekiwanych gier komputerowej ostatnich lat - "SimCity". Seria tych strategii ma bardzo długą, liczącą ponad 20 lat historię oraz miliony fanów na całym świecie. Dzięki "SimCity" otrzymujemy wyjątkową możliwość, aby wcielić się w rolę burmistrza wirtualnego miasta. Naszym zadaniem jest nie tylko odpowiedzialne planowanie zabudowy, rozwój infrastruktury czy zarządzanie podatkami, ale również rozwiązywanie najrozmaitszych problemów mieszkańców, a nawet stawianie czoła klęskom żywiołowym, czy inwazji... UFO! Aby podołać wszystkim tym wyzwaniom potrzeba wyobraźni przestrzennej, umiejętności planowania, kreatywności i zdolności analizowania informacji. Nic więc dziwnego, że kiedy przed dziesięcioma laty warszawiacy wybierali prezydenta miasta, "Gazeta Wyborcza" zorganizowała konkurs w Pałacu Kultury i Nauki, w którym wzięło udział sześcioro mocnych kandydatów, reprezentujących rozmaite stronnictwa i partie polityczne. Zadaniem kandydatów było wybudowanie jak cyfrowej metropolii o jak największej liczbie mieszkańców. Politycy grali sześć godzin. Po upływie tego czasu porównano wyniki. Okazało się, że zdecydowanie najlepiej poradził sobie reprezentant Prawa i Sprawiedliwości - Lech Kaczyński. Mimo, iż nigdy wcześniej nie miał styczności z "SimCity", udało mu się wybudować od zera sprawnie działającą metropolię, liczącą ponad 471 tysięcy obywateli! Ku zaskoczeniu wszystkich, Kaczyński - kompletny amator w dziedzinie znajomości serii - wybudował jedno z największych wirtualnych miast w całej Europie, bijąc na głowę niejednego specjalistę czy zawodowego testera "SimCity"!
W zawodach wzięli także udział Marek Balicki, Zbigniew Bujak, Andrzej Olechowski, Janusz Piechociński i Julia Pitera.
Tymczasem już w najbliższą sobotę, 2 marca, odbędzie się w Warszawie ostatni event przed premierą najnowszej części "SimCity" - organizatorzy znów zapowiadają udział polityków. Czy po 10 latach znajdzie się ktoś, kto choćby zbliży się do wyniku Lecha Kaczyńskiego sprzed dekady?
Ostrołęka ma swoich bliźniaków Kaczyńskich, którzy spędzą dzień 1 czerwca z Lechem Aleksandrem Kaczyńskim. W Ostrołęce mieszka pochodząca z Dylewa rodzina Kaczyńskich. Państwu Arkadiuszowi i Renacie Kaczyńskim 5 lat temu urodzili się wspaniali bliźniacy, którzy otrzymali imiona Jakub i Aleksander. W tym roku na dzień dziecka chłopcy ze swoimi rodzicami zostali zaproszeni przez Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego na obchody Dnia Dziecka.
Po bliźniaków i ich rodziców przyjechał w niedziele (31 maja) samochód z kancelarii Prezydenta, który zabrał całą rodzinę do Warszawy, a jutro małych bliźniaków Kaczyńskich z Ostrołęki czeka podróż prezydenckim samolotem na Pomorze, gdzie razem z Prezydentem Kaczyńskim będą podróżowali zabytkową ciuchcią.
Z historycznych przekazów wiadomo że Dylewo założyli Kaczyńscy i kto wie być może w przyszłości z Dylewa właśnie i Ostrołęki będzie pochodził przyszły prezydent i premier Polski.
"Największym zaskoczeniem będzie zderzenie wizerunku śp. Prezydenta kreowanego przez media z rzeczywistością"
Cytat:
Książka zaskoczyła nas samych, jej autorów. Biografia Lecha Kaczyńskiego okazała się de facto biografią polityczną Polski po roku 1989 - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Adam Chmielecki, politolog, dziennikarz i publicysta, jeden z autorów "Biografii politycznej" Lecha Kaczyńskiego.
WPolityce.pl: W poniedziałek premiera "Biografii politycznej" Lecha Kaczyńskiego? W czasie pracy nad książką dotarli Panowie do wielu nieznanych wcześniej materiałów?
Adam Chmielecki: Myślę, że napisana przez nas książka zaskoczy publiczność. Zaskoczyła zresztą nas samych, jej autorów. Tym, co uderzyło mnie osobiście, był fakt, iż biografia Lecha Kaczyńskiego okazała się de facto biografią polityczną Polski po roku 1989. Postać śp. Prezydenta przewija się we wszystkich najważniejszych wydarzeniach i punktach zwrotnych historii politycznej III RP. Drugim punktem, który być może będzie stanowił zaskoczenie dla odbiorców, jest zderzenie kreowanego przez media wizerunku Lecha Kaczyńskiego z rzeczywistością. Ta rozbieżność jest efektem funkcjonowania przemysłu pogardy, którego autorzy niszczyli wizerunek śp. Prezydenta. Najłagodniejszą formą deprecjonowania Lecha Kaczyńskiego były usilne próby przeciwstawiania go jego bratu i sugerowanie, iż prezydent był w gruncie rzeczy całkowicie podporządkowany swojemu bratu, a jego samodzielna aktywność polityczna była jedynie wynikiem realizowania wytycznych Jarosława Kaczyńskiego.
Państwa książka udowadnia, że były to fałszywe tezy?
- Droga polityczna Lecha i Jarosława Kaczyńskich – z racji zarówno ich pokrewieństwa, jak i wyznawanej wspólnoty wartości, była w dużej mierze podobna, ale w wielu jednak punktach się różniła. Dowody zostały zaprezentowane w naszej książce. Istniały obszary, w których Lech i Jarosław Kaczyńscy działali od siebie niezależnie.
Dotarli Panowie do archiwum rodzinnego śp. Prezydenta. W książce znajdziemy materiały prezentujące pierwsze lata życia Lecha Kaczyńskiego?
- Tak, dużym atutem naszej książki jest jej szeroka baza źródłowa. Dzięki temu, że autorów było czterech, mogliśmy rozdzielić pracę miedzy siebie i zebrać naprawdę bogaty materiał. Przeprowadziliśmy kwerendę w archiwach Uniwersytetu Gdańskiego, Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, dotarliśmy także do archiwum Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. Przypomnijmy, że rola śp. Pana Prezydenta w „Solidarności” bardzo często bywała podważana. Nasza książka udowadnia, że tego rodzaju zarzuty są zupełnie bezpodstawne i noszą znamiona stosowania zwyczajnej propagandy, niemającej nic wspólnego z prezentacją ustaleń opartych na materiałach źródłowych. Dużą część zgromadzonego przez nas materiału stanowią źródła prywatne – tu należą się ogromne podziękowania panu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu i pani Marcie Kaczyńskiej. Otrzymaliśmy od nich bardzo dużą pomoc. Wielką wdzięczność jesteśmy także winni – niestety już pośmiertnie – śp. pani Marii Kaczyńskiej. Była ona bardzo świadomą osobą i na bieżąco archiwizowała działalność polityczną i społeczną męża. Zbierała wycinki prasowe, nagrywała na wideo występy pana Prezydenta w telewizji. Dzięki uprzejmości pana Jarosława Kaczyńskiego mogliśmy z tych materiałów skorzystać, co oczywiście bardzo ułatwiło nam pracę.
Jaki obraz śp. Prezydenta wyłania się z Państwa książki?
- Mówiąc najkrócej: Lech Kaczyński był pragmatykiem wiernym wartościom. Tylko pozornie jest to sprzeczność. W polityce można na ogół zaobserwować dwie skrajne postawy – pierwszą grupę stanowią osoby skrajnie nasycone ideologią –tacy ludzie mogą jedynie służyć jako wyznacznik wartości, emanacja pewnej postawy, nigdy jednak nie mają szansy na realne sprawowanie władzy. Na drugim biegunie znajdują się cynicy oraz ci, którzy nawet jeśli mają jakiekolwiek poglądy, dopasowują je do zmieniających się okoliczności – po to, aby za wszelką cenę utrzymać się przy władzy. Lech Kaczyński natomiast miał swoje zasady, nigdy się ich nie wyrzekł i ich nie zdradził, natomiast pewien pragmatyzm i umiejętność realizowania strategii politycznej umożliwiał mu działanie i wcielanie w życie swoich ideałów. Ta umiejętność stanowi wyznacznik jego wielkości. Jest to cecha charakteryzująca wybitnych polityków.
Najkrótsze podsumowanie kanonu wyznawanych przez Prezydenta wartości?
- Był to kanon wartości „Solidarności”.
Jakim człowiekiem był Prezydent w życiu prywatnym?
- Także w życiu prywatnym był człowiekiem „Solidarności”. Lech Kaczyński był człowiekiem bardzo spójnym wewnętrznie. Ideałom, które wyznawał w życiu publicznym, był wierny także w życiu osobistym. Najlepszym tego przykład stanowi stosunek śp. Prezydenta do Małżonki – było to bardzo kochające, ciepło odnoszące się do siebie, dobrze rozumiejące się małżeństwo. Z dokumentów i relacji, do których dotarliśmy wynika, że Lech Kaczyński był także bardzo dobrym i wyrozumiałym pracodawcą. Mówią o tym zarówno relacje jego podwładnych z okresu sprawowania przez Lecha Kaczyńskiego funkcji wiceprzewodniczącego Komisji Krajowej „Solidarności”, a także z czasu, kiedy był on prezesem NIK. Śp. Prezydent był szefem bardzo wymagającym, ale także wyrozumiałym, dbającym – jako człowiek „Solidarności” – o godność człowieka i o dobrą atmosferę w pracy. Świadczą o tym bardzo liczne zebrane przez nas relacje podwładnych pana Prezydenta. Zamieściliśmy je w naszej książce.
Rozmawiali Panowie także w politycznymi przeciwnikami Lecha Kaczyńskiego?
- Tak, prosiliśmy o wypowiedzi także osoby, które obecnie nie należą do obozu politycznego identyfikującego się z dziedzictwem śp. Prezydenta. Nie napisaliśmy hagiografii, ale prawdziwą biografię. Obraz Prezydenta jest jednak spójny, niezależnie od tego, w którym obozie politycznym znajdowali się nasi rozmówcy. Także ci, którzy nie mają obecnie żadnego interesu politycznego w kształtowaniu pozytywnego wizerunku śp. Prezydenta, podkreślali jego skuteczność, uczciwość i prawość. To najlepiej świadczy o jego wielkości. Lech Kaczyński był wybitnym politykiem i po prostu dobrym człowiekiem.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum