IVRP.pl Strona Główna IVRP.pl
polityka - militaria - kultura - podróże

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Piaskownica
Autor Wiadomość
Psuj 
Wolny Strzelec
Pogromca Smoków


Wiek: 35
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 4676
Skąd: Miasto Środka
Wysłany: Nie 17 Wrz, 2006 17:45   Piaskownica

Podczas wykładu w Ratyzbonie Benedykt XVI zacytował bizantyńskiego cesarza Manuela II Paleologusa, który w dyskusji z perskim mędrcem powiedział bardzo jak na dzisiejsze czasy niepoprawne politycznie słowa "pokaż mi tylko, co nowego przyniósł ze sobą Mahomet, a znajdziesz w tym tylko to, co złe i nieludzkie, jak jego rozkaz, by wiarę, którą głosił, za pomocą miecza szerzyć". Papież zaznaczył, że myśl ta nie wyraża jego poglądów. Muzułmanie, szczególnie w krajach arabskich, podnieśli larum, że oto głowa Kościoła katolickiego obraża islam. To, że papież chciał w ten sposób przenieść dialog między religiami na płszczyznę merytoryczną, jakoś do muzułmanów nie dotarło. Jak widać, wrażenie że stworzone przez Jana Pawła II podstawy takiej dyskusji- czyli wzajemny pozytywny stosunek muzułmanów i chrześcijan-było, przynajmniej w odniesieniu do większości wyznawców Proroka błędne. Muzułmanie okazali się niezdolni do podjęcia trudniejszej kwestii, dając tym samym do zrozumienia, że jedyną formą dialogu, jaką akceptują, jest zapewnianie, iż chrześcijaństwo i islam, wyrastające ze wspólnego pnia, wiele łączy.
Gwoli sprawiedliwości dodać trzeba, że polscy muzułmanie nie poczuli się słowami papieża brutalnie zaatakowani, a zinterpretowali je jako odrzucenie przemocy w dialogu międzyreligijnym. Być może chodzi tu o zrozumienie zasady wzajemności i gdyby Arabowie znaleźli się przez jakiś czas w otoczeniu innj niż własna kultury, ich reakcja różniłaby się od teraz obserwowanej.

Skoro jesteśmy w kraju - zgodnie z obietnicami wyborczymi rządzącej partii, ABW odtajnia akta, między innymi "szafę Lesiaka", zawierającą dokumenty na temat inwigilacji prawicy za rządów Suchockiej. Z perspektywy kilkunastu lat, jakie upłynęły od tamtego czasu - szczególnie biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich miesięcy i tygodni - nie dziwi fakt, że postsolidarnosciowy w znacznej mierze rząd, przy pomocy postkomunistów, usiłował zniszczyć postsolidarnościowe partie. W końcu czas leczy rany, a od 1968 do 1993 roku upłynęło ćwierć wieku... Do ostatecznego zabliźnienia doszło ostatnio, kiedy obie frakcje- po raz pierwszy od 1968 roku oficjalnie i jawnie współpracują.
Odtajnianie "szafy" uderzyło też, a przynajmniej takie stworzyło wrażenie, w polityka związanego z PiS - i to nie byle kogo. Chodzi mi oczywiście o Lecha Kaczyńskiego, który ujawnił, że był werbowany przez UOP w czasie pełnienia funkcji szefa NIK. Samo werbowanie nie jest oczywiście czynnikiem obciążającym, ale pozostaje pytanie, dlaczego prezydent ujawnił to dopiero w chwili, kiedy na skutek odtajnienia dokumentów sprawa najprawdopodobniej i tak by wyszła... Wątpliwosci zapewne zostaną rozwiane (wcześniej być może stanowiąc pretekst do ataku dla opozycji), ale pozostanie niesmak związany głównie z faktem, że takie nieujawnianie sprawy zalatuje, niezbyt może mocno, ale aferą Michnika-Rywina. Do czasu ujawnienia "szafy" nie można specjalnie dużo na ten temat powiedzieć...

Zbliżają się kolejne wybory (prorokuję napływ nowych użytkowników na forum :) ). Większa polityka samorządowa skupiła się ostatnio wokół prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego. Kilka dni temu został odwołany szef małopolskiej policji Adam Rapacki. Powodem było wydanie zezwolenia na broń gangsterowi, który potem zabił dwie osoby, jedną ranił i popełnił samobójstwo. "Gazeta Wybiórcza" napisała więc, że był to tylko pretekst, a w rzeczywistości Rapacki wyleciał, bo nie chciał założyć podsłuchu Majchrowskiemu, wobec którego prokuratura prowadzi śledztwo.
Jak widać potrójna śmierć nie jest dla niektórych wystarczającym powodem zwolnienia z pracy... Sugeruję ostrożność w kontaktach z pewnymi osobami.
Oczywiście rzuconej przez "GW" liny Majchrowski chwycił się kurczowo, zobaczywszy szansę obrócenia faktu, iż toczy się przeciw niemu śledztwo na swoją korzyść. Ogłosił mianowicie, że śledztwo ma podtekst polityczny, a ministra Ziobrę, który ogłosił, że ma przeciw w sprawie twarde dowody postanowił pozwać do sądu. Nie ma to jak wyrafinowany plan i błyskotliwy pomysł, szkoda tylko, że pan Majchrowski nie wziął pod uwagę, iż podobnie usiłował się bronić łodzianin, Andrzej full wypas Pęczak... Pozostaje życzyć równie skutecznej obrony.
W kwestii rzucanych przez ministra sprawiedliwości oskarżeń można jednak przyznać Majchrowskiemu rację- Ziobro zdecydowanie się w tym przypadku nie popisał. Najwyraźniej nie przerobił lekcji, jakiej udzielił sobie i innym min. Macierewicz. Jeśli bowiem te twarde dowody ma, to prezydent Majchrowski powinien trafić za kratki i dopiero po tym fakcie minister zwołałby konferencję prasową. Wcześniejsze ujawnienie, że są przeciw Majchrowskiemu dowody wygląda raczej brzydko, nie mówiąc o tym, że stwarza możliwość różnych kombinacji, zwanych potocznie mataczeniem.
Jeśli zaś dowodów nie ma... Cóż, wierzę, że min. Ziobro ma jednak instynkt samozachowawczy.

Mniejsza polityka samorządowa - taka gminna czy powiatowa - to ciągle, przynajmniej w mojej gminie, kompletowanie list i dogadywaie się przedstawicieli partii z popularniejszymi obywatelami, innymi przedstawicielami partii i innymi przedstawicielami parti, z którymi nie chce się stworzyć listy, a tylko zblokować.
Zabawa w czasie kampanii wyborczej może być, ze względu na dość pogmatwane stosunki kooperacyjno-antagonistyczne, przednia. Być może lepsza nawet niż w piaskownicy, czego bym sobie, jako doświadczonemu plakatowieszaczowi i plakatozrywaczowi, życzył.
Zatem miłej zabawy.
_________________
„Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba”
Ostatnio zmieniony przez Psuj Pią 19 Paź, 2007 15:18, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
 
ptak 
przewodniczący zarządu o. p.


Wiek: 69
Dołączył: 31 Gru 2005
Posty: 2013
Skąd: Śląsk
Wysłany: Nie 17 Wrz, 2006 18:42   

Tak tu teraz będzie?! Wywalasz wszystko co możliwe na tacę a my co? To jest kneblowanie, odbieranie innym szans rozwoju, komu to służy i kto za tym stoi?! Ja tu przyszedłem kłócić się a nie zgadzać!
 
 
Psuj 
Wolny Strzelec
Pogromca Smoków


Wiek: 35
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 4676
Skąd: Miasto Środka
Wysłany: Nie 17 Wrz, 2006 18:48   

No, to się kłóć. Najwyżej dopiszę w opisie "tutaj bawi się Ptak i Pogromca Smoków" ewentualnie "tutaj dwaj wyżej wymienieni obrzucają się piaskiem i biją szpadelkami"... :mrgreen:
_________________
„Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba”
 
 
 
ptak 
przewodniczący zarządu o. p.


Wiek: 69
Dołączył: 31 Gru 2005
Posty: 2013
Skąd: Śląsk
Wysłany: Nie 17 Wrz, 2006 19:01   

Pogromca Smoków napisał/a:
No, to się kłóć.


Tym razem nie zamiaruję. :wink:
 
 
Akiko 
Banita


Wiek: 34
Dołączyła: 20 Paź 2005
Posty: 2965
Wysłany: Nie 17 Wrz, 2006 19:28   

A ilez pieniazkow pochlonie ta zabawa. I piasek i lopatki kosztuja!Nie mowiac juz o samych piaskownicach.
I tym optymistycznym akcentem Milej Niedzieli zycze...
_________________
Bądź odważny, gdy rozum zawodzi, bądź odważny. W ostatecznym rachunku jedynie to się liczy. Zbigniew Herbert (1924 - 1998)
 
 
Hegemon 
Beczkowóz


Pomógł: 2 razy
Wiek: 45
Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 11979
Skąd: z głupia frant
Wysłany: Nie 17 Wrz, 2006 23:48   

Pozwolę sobie wdepnąć z butami do piaskownicy Pogromcy. A to zasadniczo celem polemiki ze zdaniem, cytuję: "(...) Muzułmanie okazali się niezdolni do podjęcia trudniejszej kwestii, dając tym samym do zrozumienia, że jedyną formą dialogu, jaką akceptują, jest zapewnianie, iż chrześcijaństwo i islam, wyrastające ze wspólnego pnia, wiele łączy. (...)", koniec cytatu. Bardzo uważałbym z tezą o "wspólnym pniu" - równie dobrze można byłoby mówić na ten przykład o "wspólnych korzeniach chrześcijaństwa i voodoo". Ogrodnik (a każdy mod jest wszak ogrodnikiem :mrgreen: ) wspomniałby tu jeszcze o "wilkach" czy "dzikach", którym to mianem określa się szybko rosnące pędy, wyrastające z głównego pnia i konarów np. jabłoni, a które trzeba szybko wycinać, bo pożytku z nich żadnego, a osłabiają drzewo. To że trzynaście wieków temu pewnego herszta bandy rzezimieszków naszła ni stąd ni zowąd refleksja metafizyczna, w rezultacie której dokonał on mechanicznej syntezy wszystkich znanych mu wierzeń (zrzynając przy tym obficie m.in. z Biblii) i uczynił z tejże syntezy ideologiczną bazę (cytując duchowego patrona bardziej współczesnych rzezimieszków) swej bandyckiej działalności, nie może być, moim zdaniem, uzasadnieniem cytowanych uogólnień. Tak na dobrą sprawę "dialog" pomiędzy chrześcijaństwem i islamem pozbawiony jest sensu - a to na skutek głębokich i niemożliwych do przezwyciężenia różnic, użyjmy mądrego słowa, ontologicznych. Nasza religia jest religią wyboru - Bóg oferuje nam łaskę zbawienia, lecz równocześnie pozostawia nam wolną wolę w kwestii jej przyjęcia. Islam natomiast jest religią absolutnego podporządkowania (takie zresztą jest znaczenie tego słowa), w którym nie ma miejsca na jakąkiekolwiek zindywidualizowane myślenie - a więc także na różnicę poglądów, bez któej dialog staje się zbiorowym monologiem. Muzułmanie nie oczekują zrozumienia z naszej strony - ich strategicznym celem jest przyjęcie islamu przez całą ludzkość i eliminacja opornych. Nie tak dawno dał to do zrozumienia totumfacki Bin Ladena, niejaki al-Zawahiri - osobnik, który w świecie islamu ma posłuch nieporównywalnie większy, niż jacykolwiek "umiarkowani" przywódcy. I w tym świetle należy odczytywać sens ostatnich muzułmańskich ruchawek - Benedykt XVI, nie wzdragając się przed kilkoma słowami prawdy o islamie stał się dla muzułmanów idealnym celem jako modelowy przywódca "niewiernych". Na Jego miejscu nie jechałbym do tej Turcji...

Kłóciłbym się również z tezą, iż "Być może chodzi tu o zrozumienie zasady wzajemności i gdyby Arabowie znaleźli się przez jakiś czas w otoczeniu innj niż własna kultury, ich reakcja różniłaby się od teraz obserwowanej". Odpowiem krótko: Francja, panie dzieju, Francja! I nie tylko ona, nieboszczyk Theo Van Gogh sporo na ten temat mógłby również powiedzieć. Prawdziwa zasada wzajemności sprowadzałaby się do zbudowania na dobry początek paru kościołów w Rijadzie, Mekce czy Medynie. Co należałoby wyjaśnić dobrodziejom z Janikowa (to ostatnie to oczywiście figura czysto retoryczna).

A na zakończenie, już w luźnym związku z wpisem Pogromcy (całość, pomimo w/w zastrzeżeń co do pierwszego akapitu uważam za nad wyraz ciekawą, stąd moja decyzja o znormalizowaniu czcionki :P ), podzielę się z Szanownym Forumostwem takim oto kwiatuszkiem: otóż aktualny watażka kremlowski, niejaki Putin, poczuł się ostatnio kompetentnym do pouczenia "przywódców wszystkich religii świata", ażeby mieli oni "dość siły i mądrości by unikać jakichkolwiek skrajności w stosunkach między religiami" (cytat za "Rzepą"). Z uwagi na czas i kontekst tej wypowiedzi nietrudno zgadnąć, kto był jej wyłącznym adresatem. Najwyraźniej watażka Putin nie zrozumiał, że Benedykt XVI to postać cokolwiek innego frmatu, niż płk. Aleksy Rydygier, niegdysiejszy kolega rzeczonego Putina z KGB, oddelegowany czasowo na odcinek patriarchatu...
_________________
Его Высокопревосходительство
 
 
MS 
Banita


Wiek: 49
Dołączył: 07 Mar 2003
Posty: 9501
Skąd: z przeszłości
Wysłany: Pon 18 Wrz, 2006 15:02   

Macie tekst źródłowy abyście zbytnio nie ufali cytatom:
Cytat:

Eminencje, Magnificencje,
Ekscelencje,
Szanowni Panowie,
Szanowne Panie!

Jest dla mnie wzruszającą chwilą jeszcze jeden pobyt na uniwersytecie i możliwość prowadzenia wykładu jeszcze raz. Równocześnie wracam myślami do tych lat, gdy po pięknym okresie posługi w wyższym instytucie we Fryzyndze, rozpocząłem pracę jako nauczyciel akademicki na uniwersytecie w Bonn. Był to jeszcze (rok 1959) czas starego uniwersytetu profesorów zwyczajnych.

W poszczególnych katedrach nie było asystentów ani osób piszących na maszynie, istniał natomiast bardzo bezpośredni kontakt ze studentami, a przede wszystkim między profesorami. Spotykaliśmy się przed i po wykładach w pokojach wykładowców. Kontakty z historykami, filozofami, filologami i oczywiście między obydwoma wydziałami teologicznymi były bardzo bliskie.

Jeden raz w każdym semestrze był tzw. dies academicus, w którym profesorowie wszystkich wydziałów spotykali się ze studentami całego uniwersytetu. Umożliwiali w ten sposób przeżycie doświadczenia universitas - do której nawiązał także Wasza Magnificencja niedawno - doświadczenia, tzn. faktu, że my, pomimo wszelakich specjalizacji, które niekiedy czynią nas niezdolnymi do komunikowania się między sobą, tworzymy jedną całość i pracujemy w ramach jednego rozumu w różnych jego wymiarach, ponosząc tym samym wspólną odpowiedzialność za właściwe używanie rozumu - ten fakt stawał się żywym doświadczeniem.

Niewątpliwie uniwersytet był dumny także ze swoich obydwu wydziałów teologicznych. Było rzeczą jasną, że także one, podejmując refleksję nad racjonalnością wiary, wykonują pracę stanowiącą obowiązkową część “całości” universitas scientiarum, nawet jeśli nie wszyscy mogli dzielić się wiarą, której korelację ze wspólnym rozumem zgłębiają teologowie. Ta wewnętrzna spójność w świecie rozumu nie została naruszona nawet wówczas, gdy pewnego razu wyszło na jaw, że jeden z kolegów powiedział, iż na naszym uniwersytecie jest pewna dziwna rzecz: dwa wydziały, które zajmowały się sprawą, która nie istnieje - sprawą Boga. To, że nawet w obliczu tak radykalnego sceptycyzmu pozostaje rzeczą konieczną i słuszną podejmowanie refleksji o Bogu przy pomocy rozumu i że trzeba to robić w kontekście tradycji wiary chrześcijańskiej, było pewnym przekonaniem w ramach całego uniwersytetu.
Wszystko to przyszło mi na myśl, kiedy niedawno przeczytałem część dialogu - wydaną przez profesora Theodora Khoury’ego (Münster) - który wykształcony cesarz bizantyjski Manuel II Paleolog - być może podczas zimowego kwaterowania w pobliżu Ankary w roku 1391 - prowadził z pewnym uczonym Persem na temat chrześcijaństwa, islamu i prawdy obydwu religii. Prawdopodobnie sam cesarz spisał ten dialog podczas oblężenia Konstantynopola w latach 1394-1402.

Proponuje się takie właśnie wyjaśnienie, ponieważ jego rozumowanie jest przytoczone w sposób o wiele bardziej szczegółowy niż rozumowanie jego perskiego współrozmówcy. Dialog dotyczy całego zakresu struktury wiary zawartej w Biblii i w Koranie i zatrzymuje się przede wszystkim na obrazie Boga i człowieka, ale obowiązkowo także - ciągle na nowo - na relacji między - jak się mówiło - trzema “Prawami” czy trzema “porządkami życia”: Starym Testamentem - Nowym Testamentem - Koranem. Nie zamierzam o tym mówić w tym wykładzie; chciałbym dotknąć tylko jednego tematu, raczej marginalnego w strukturze całego dialogu, który w kontekście tematu “wiary i rozumu” mnie zafascynował i który posłuży mi za punkt wyjścia moich refleksji nad tą płaszczyzną.

W siódmym dialogu (dialoxiz - polemika) wydanym przez prof. Khoury’ego, cesarz dotyka tematu dżihadu, świętej wojny. Z pewnością cesarz wiedział, że w surze 2, 256 czytamy: “Żadnego przymusu w sprawach wiary”. Specjaliści mówią, że jest to jedna z sur z okresu początkowego, w którym sam Mahomet był jeszcze zagrożony i bez siły. Ale oczywiście cesarz znał również przepisy sukcesywnie rozwijane i utrwalane w Koranie dotyczące świętej wojny.

Nie zatrzymując się na szczegółach, takich jak różnica w traktowaniu tych, którzy posiadają “Księgę”, i “niewiernych”, zwraca się w sposób zaskakująco szorstki do swojego współrozmówcy z głównym pytaniem o związek między religią a przemocą w ogóle, mówiąc: “Pokaż mi to, co Mahomet wprowadził nowego, a znajdziesz tam jedynie rzeczy złe i nieludzkie, takie jak jego wytyczna dotycząca szerzenia wiary mieczem, który ją głosił”. Cesarz po tak mocnych słowach wyjaśnia szczegółowo motywy, z powodu których szerzenie wiary poprzez przemoc jest rzeczą niemądrą.
Przemoc przeciwstawia się naturze Boga i naturze duszy. “Bóg nie cieszy się z krwi, mówi, niedziałanie według rozumu, ’su’n lo’gw’, jest sprzeczne z naturą Boga. Wiara jest owocem duszy, a nie ciała. Kto zatem chce prowadzić kogoś do wiary, potrzebuje zdolności dobrego mówienia i właściwego rozumowania, a nie przemocy i gróźb…

Aby przekonać duszę rozumną, nie jest konieczne posiadanie władzy ani narzędzi do bicia, ani jakiegokolwiek innego środka, którym można być grozić danej osobie śmiercią…”.

Decydującym stwierdzeniem w tej argumentacji przeciwko nawracaniu poprzez przemoc jest to, że niedziałanie zgodnie z rozumem jest sprzeczne z naturą Boga. Wydawca Theodore Khoury komentuje: to stwierdzenie jest oczywiste dla cesarza jako Bizantyjczyka wychowanego na filozofii greckiej. Natomiast według doktryny muzułmańskiej, Bóg jest absolutnie transcendentny.

Jego wola nie jest związana z żadną z naszych kategorii, nawet kategorią racjonalności. W tym kontekście Khoury cytuje dzieło znanego islamisty francuskiego R. Arnaldez, który podkreśla, że Ibn Hazn posuwa się do stwierdzenia, iż Bóg nie jest związany w ogóle swoim słowem i że nic nie zobowiązuje Go do objawiania nam prawdy. Gdyby była Jego wola, człowiek musiałby uprawiać także bałwochwalstwo.

W tym punkcie pojawia się dylemat stawiający nam bardzo bezpośrednie wyzwanie w rozumieniu Boga, a co za tym idzie - w konkretnym urzeczywistnianiu religii. Czy przekonanie, że działanie wbrew rozumowi pozostaje w sprzeczności z naturą Boga, jest tylko myślą grecką czy też ma wartość zawsze ze względu na nią samą?

Myślę, że w tym punkcie ujawnia się głęboka zgodność między tym, co jest greckie w lepszym rozumieniu, i w tym, co stanowi wiarę w Boga na fundamencie Biblii. Zmieniając pierwszy werset Księgi Rodzaju, pierwszy werset całego Pisma Świętego, św. Jan rozpoczął prolog swojej Ewangelii słowami: “Na początku był lo’gos”. Tego samego słowa używa cesarz: Bóg działa “su˘n lo˘gw”, poprzez Logos. Logos oznacza równocześnie rozum i słowo - rozum, który jest twórczy i zdolny do komunikacji, ale właśnie jako rozum.

Poprzez to św. Jan przekazał nam słowo zamykające biblijne wyobrażenie Boga, Słowo, w którym wszystkie drogi wiary biblijnej, częstokroć męczące i kręte, osiągają swój cel, znajdują swoje zwieńczenie. Na początku był Logos, a Logos jest Bogiem, mówi nam ewangelista. Spotkanie biblijnego przekazu i myśli greckiej nie było zwykłym przypadkiem. Widzenie św. Pawła, przed którym zamknęły się drogi do Azji i który we śnie zobaczył pewnego Macedończyka, i usłyszał jego błaganie: “Przepraw się do Macedonii i pomóż nam!” (por. Dz 16, 6-10), może być interpretowane jako “skondensowanie” istotnej potrzeby zbliżenia między wiarą biblijną a refleksją grecką.
W rzeczywistości to zbliżenie zostało zapoczątkowane dawno. Już tajemnicze imię Boga z krzaka gorejącego oddalające Go od wszystkich bóstw o wielu imionach poprzez jedyne stwierdzenie “Jestem, Który Jestem”, stanowi Jego jestestwo, a w odniesieniu do mitu, zaprzeczenie, do którego jest wewnętrznie podobna próba Sokratesa przezwyciężenia i przekroczenia samego mitu.

Proces zapoczątkowany w krzaku gorejącym nabiera, w ramach Starego Testamentu, nowej dojrzałości podczas wygnania, gdzie Bóg Izraela, pozbawionego ziemi i kultu, ogłasza się Bogiem nieba i ziemi, przedstawiając się w prostej formule przedłużającej słowa z krzaka gorejącego: “Jestem, Który Jestem”. Z tym nowym poznaniem Boga idzie w parze rodzaj iluminizmu wyrażającego się w drastyczny sposób w wyśmiewaniu bóstw, które są jedynie dziełem rąk ludzkich (por. Ps 115).

W ten sposób, pomimo uporu władców hellenistycznych chcących osiągnąć siłą dostosowanie do greckiego stylu życia i ich kultu bałwochwalczego, wiara biblijna w epoce hellenistycznej wychodziła wewnętrznie naprzeciw najlepszej cząstki myśli greckiej aż do wzajemnego kontaktu, który urzeczywistnił się szczególnie w późnej literaturze mądrościowej.

Dzisiaj wiemy, że grecki przekład Starego Testamentu dokonany w Aleksandrii - “Septuaginta” - jest czymś więcej niż prosty (do oceny może w sposób wręcz mało pozytywny) przekład tekstu hebrajskiego: jest osobnym świadectwem tekstowym i szczególnie ważnym etapem historii Objawienia, w którym urzeczywistniło się to spotkanie w taki sposób, który miał znaczenie rozstrzygające dla narodzin chrześcijaństwa i jego krzewienia. W głębi chodzi o spotkanie wiary i rozumu, autentycznego iluminizmu i religii. Manuel II, wychodząc faktycznie od wewnętrznej natury wiary chrześcijańskiej i równocześnie od natury myśli greckiej połączonej z wiarą, mógł powiedzieć, że niedziałanie “z Logosem” jest przeciwne naturze Boga.

Należy uczciwie zauważyć w tym punkcie, że w późnym średniowieczu rozwinęły się w teologii kierunki zrywające z tą syntezą greckiego ducha i ducha chrześcijańskiego. W przeciwieństwie do tzw. intelektualizmu augustyńskiego i tomistycznego wraz z Dunsem Szkotem rozpoczęła się koncepcja woluntarystyczna, która w końcu w kolejnych fazach doprowadziła do stwierdzenia, że poznamy jedynie voluntas ordinata Boga.
Poza nią istnieje wolność Boga, na mocy której mógł On stworzyć i uczynić nawet przeciwieństwo tego wszystkiego, czego rzeczywiście dokonał. Zarysowują się tu dwa stanowiska, które niewątpliwie mogą zbliżyć się do poglądów Ibn Hazn i mogą doprowadzić do obrazu Boga Własnowolnego, niezwiązanego ani z prawdą, ani nawet z dobrem.

Transcendencja i różnorodność Boga są akcentowane w tak przesadny sposób, że nawet nasz rozum, nasze poczucie prawdy i dobra nie są już wiernym odbiciem Boga, którego nieograniczone możliwości pozostają dla nas na zawsze nieosiągalne i ukryte za Jego rzeczywistymi decyzjami.

W przeciwieństwie do tego wiara Kościoła opierała się zawsze na przekonaniu, że między Bogiem a nami, między Jego wiecznym Duchem Stworzycielem a naszym rozumem stworzonym istnieje prawdziwa analogia, w której - jak naucza Sobór Laterański IV z roku 1215 - z pewnością jest nieskończenie więcej różnic niż podobieństw, ale nie do tego stopnia, aby uchylić analogię i jej język. Bóg nie staje się bardziej Boski poprzez to, że Go spychamy daleko od nas w czysty i nieprzenikniony woluntaryzm, ale Bogiem naprawdę Boskim jest ten Bóg, który objawił się jako Logos i który jako Logos działał i działa pełen miłości dla nas.

Z pewnością miłość, jak mówi św. Paweł, “przewyższa” wiedzę i dlatego jest zdolna zrozumieć bardziej prostą myśl (por. Ef 3, 19), jednakże pozostaje ona miłością Boga-Logosa, z powodu którego kult chrześcijański jest, jak mówi dalej św. Paweł “logikh˘ latreia” - służbą Bożą zgodną ze Słowem odwiecznym i z naszym rozumem (por. Rz 12, 1).

Wspomniane tu obopólne zbliżenie wewnętrzne, które zaistniało między wiarą biblijną i refleksją na płaszczyźnie filozoficznej myśli greckiej, stanowi czynnik decydujący nie tylko z perspektywy historii religii, lecz także z perspektywy historii powszechnej - czynnik, który zobowiązuje nas także dziś.

Gdy rozważamy tę relację, nie jest rzeczą zaskakującą, że chrześcijaństwo, pomimo swego pochodzenia i pewnego poważnego rozwoju na Wschodzie, znalazło w końcu swój ślad historycznie decydujący o Europie. Możemy także wyrazić to odwrotnie: to spotkanie, do którego stopniowo dochodzi jeszcze dziedzictwo Rzymu, stworzyło Europę i pozostaje fundamentem tego, co - zgodnie z rozumem - można określić mianem Europy.
Tezie zakładającej, że dziedzictwo greckie krytycznie oczyszczone stanowi integralną część wiary chrześcijańskiej, przeciwstawia się żądanie dehellenizacji chrześcijaństwa - żądanie, które od początku epoki nowożytnej dominuje coraz bardziej badania teologiczne. Patrząc bliżej, możemy zaobserwować trzy “fale” w programie dehellenizacji: chociaż powiązane wzajemnie, jednak wyraźnie różnią się co do motywacji i celów.

Dehellenizacja pojawia się najpierw w powiązaniu z postulatami reformacji w XVI wieku. Rozważając tradycję szkół teologicznych, działacze reformacji umieszczali siebie wobec uporządkowania wiary uwarunkowanej całkowicie filozofią, tzn. wobec determinacji wiary przez rzeczywistość zewnętrzną na mocy sposobu myślenia, który z niej nie wyrastał. W ten sposób wiara nie jawiła się już jako żywe słowo historyczne, ale jako element włączony w strukturę jakiegoś systemu filozoficznego.

Natomiast sola scriptura poszukuje czystej, pierwotnej formy wiary, tak jak jest ona obecna na początku w Słowie Biblii. Metafizyka jawi się jako przesłanka pochodząca z innego źródła, od którego trzeba uwolnić wiarę, aby przywrócić jej zupełną samodzielność. Kant, poprzez swoje stwierdzenie o konieczności odsunięcia myślenia, aby zrobić miejsce dla wiary, działał na podstawie tego programu z nieprzewidywalną radykalnością zwolenników reformacji. Poprzez to oparł wiarę wyłącznie na rozumie praktycznym, negując jej dostęp do całej rzeczywistości.

Teologia liberalna XIX i XX wieku przyniosła drugą “falę” w programie dehellenizacji: jej wybitnym przedstawicielem jest Adolf von Harnack. Podczas moich studiów, podobnie jak w pierwszych latach mojej pracy uniwersyteckiej, ten program był głęboko obecny także w teologii katolickiej. Za punkt wyjścia uznawano rozróżnienie Pascala między Bogiem filozofów a Bogiem Abrahama, Izaaka i Jakuba. Podczas mojego wykładu inauguracyjnego w Bonn w roku 1959 starałem się stawić czoła temu tematowi i nie zamierzam powtarzać tutaj całego przemówienia.

Chciałbym jednak spróbować wyjaśnić przynajmniej w skrócie nowość, która charakteryzowała tę drugą “falę” dehellenizacji w stosunku do pierwszej. U Harnacka główną myślą wydaje się powrót do zwykłego człowieka Jezusa i do Jego prostego orędzia, które przyszło przed wszelkimi teologizacjami, a zatem, także przed hellenizacjami: to właśnie proste orędzie stanowiło prawdziwy punkt kulminacyjny religijnego rozwoju ludzkości. Jezus zastąpił kult moralnością.
Ostatecznie jest On przedstawiany jako Ojciec humanitarnego orędzia moralnego. Głównym celem Harnacka jest przekazanie chrześcijaństwa w harmonii z nowoczesnym rozumem, wyzwalając je właśnie z elementów pozornie filozoficznych i teologicznych, takich jak na przykład wiara w Bóstwo Chrystusa i w Trójcę Świętą.

W tym znaczeniu historyczno-krytyczna egzegeza Nowego Testamentu w swojej wizji umieszcza ponownie teologię w świecie uniwersytetu: dla Harnacka teologia jest czymś na wskroś historycznym, a zatem niemającym ścisłego związku z nauką.

To, że bada ona Jezusa poprzez krytykę, jest - można powiedzieć - wyrazem rozumu praktycznego, a w konsekwencji jest również do przyjęcia w ramach całego uniwersytetu. W tle jest to nowożytne samoograniczenie rozumu, wyrażone w sposób klasyczny w “krytykach” Kanta, później jednak zradykalizowane przez myśl nauk przyrodniczych.

Ta nowoczesna koncepcja rozumu opiera się, mówiąc w skrócie, na syntezie platonizmu (kartezjanizmu) i empiryzmu, którą potwierdził postęp techniczny. Z jednej strony zakłada się matematyczną strukturę materii, można powiedzieć jej istotną racjonalność, która umożliwia jej zrozumienie i używanie w jej skuteczności operacyjnej: ta merytoryczna przesłanka jest, można powiedzieć, elementem platońskim w nowoczesnej koncepcji natury.

Z drugiej strony, chodzi o funkcjonalną użyteczność natury do naszych celów, gdzie dopiero możliwość sprawdzenia prawdy lub fałszu poprzez doświadczenie dostarcza ostatecznej pewności. Obciążenie obydwu biegunów może w zależności od okoliczności zachodzić w większym stopniu z jednej lub z drugiej strony. Myśliciel tak ściśle związany z pozytywizmem jak J. Monod uznał się za zdeklarowanego platończyka.

Obejmuje to dwa fundamentalne kierunki mające decydujące znaczenie dla naszego problemu. Jedynie rodzaj pewności pochodzący z synergii matematyki i empirii pozwala nam mówić o naukowości. To, co pretenduje do bycia nauką, musi “zmierzyć się” z tym kryterium. W ten sposób także nauki dotyczące spraw humanistycznych, takie jak historia, psychologia, socjologia i filozofia, próbowały zbliżyć się do tego kanonu naukowości. Jednak ważne dla naszych rozważań jest jeszcze to, że metoda jako taka wyklucza problem Boga, ukazując Go jako problem nienaukowy lub przednaukowy. Jednak poprzez to stajemy wobec redukcji zakresu nauki i rozumu, który trzeba zakwestionować.
Powrócę jeszcze do tego tematu. Na razie wystarczy pamiętać, że w świetle takiej perspektywy w próbie zachowania dla teologii charakteru dyscypliny “naukowej” z chrześcijaństwa pozostałby jedynie ubogi fragment. Ale musimy powiedzieć więcej: jeżeli nauka jest tylko tym w swoim całokształcie, wówczas sam człowiek doświadcza poprzez to redukcji.

Ponieważ wówczas pytania właśnie ludzkie, tzn. “skąd” i “dokąd”, pytania religii i etosu, nie mogą znaleźć miejsca na obszarze wspólnego rozumu opisanego przez “naukę” rozumianą w ten sposób i muszą być przeniesione do sfery subiektywizmu. Podmiot decyduje, na podstawie swoich doświadczeń, co wydaje mu się religijnie do przyjęcia, a subiektywne “sumienie” staje się ostatecznie jedyną normą etyczną. W ten sposób jednak etos i religia tracą swoją siłę tworzenia wspólnoty i wygasają w sferze dyskrecjonalności osobistej.

To jest niebezpieczna przesłanka dla ludzkości: stwierdzamy to na podstawie groźnych patologii religii i rozumu, patologii, które muszą koniecznie wybuchnąć, gdy rozum zostaje zredukowany do takiego stopnia, że sprawy religii i etosu już się doń nie odnoszą. To, co pozostaje z prób tworzenia etyki w oparciu o zasady ewolucji, psychologię czy socjologię, jest po prostu niewystarczające.

Przed przejściem do wniosków, do których zmierza to rozważanie, muszę wspomnieć jeszcze pokrótce o trzeciej “fali” dehellenizacji, która rozprzestrzenia się aktualnie. Uwzględniając zetknięcie z wielością kultur, lubi się dziś mówić, że synteza z hellenizmem, która dokonała się w Kościele starożytnym, była pierwszą inkulturacją.

Nie powinna ona krępować innych kultur. Kultury te powinny mieć prawo cofnięcia się aż do punktu, który poprzedzał tę inkulturację, aby odkryć proste przesłanie Nowego Testamentu, a następnie dokonać jego ponownej inkulturacji w ich odpowiednich sferach. Teza ta nie jest zwykle błędna; pozostaje jednak zbyt uproszczona i niedokładna. Nowy Testament został faktycznie napisany w języku greckim i zawiera w sobie związek z duchem greckim - związek, który dojrzewał w poprzedniej fazie rozwoju Starego Testamentu. Z pewnością istnieją w procesie powstawania Kościoła starożytnego elementy, których nie powinno się włączać do wszystkich kultur. Ale decyzje merytoryczne, które dotyczą właśnie związku wiary z poszukiwaniem rozumu ludzkiego, wchodzą w skład samej wiary i stanowią etapy jej rozwoju zgodne z jej naturą.
Poprzez to przechodzę do konkluzji. Ta próba krytyki nowożytnego rozumu przez pryzmat jego wewnętrznej istoty ograniczona jedynie do głównych punktów nie zawiera wcale poglądu, że obecnie trzeba się cofnąć przed iluminizmem, odrzucając przekonania epoki nowożytnej.

To, co jest ważne w nowoczesnym rozwoju ducha, zostaje uznane bez zastrzeżeń: wszyscy jesteśmy wdzięczni za wielkie możliwości, które zostały otworzone dla człowieka, i za postęp na płaszczyźnie osobowej nam przekazany.

Etos naukowości jest - jak wspomniał Wasza Magnificencja - chęcią posłuszeństwa prawdzie, a zatem wyrażeniem postawy wchodzącej w skład istotnych decyzji ducha chrześcijańskiego. Nie jest moim celem ucieczka ani negatywna krytyka. Chodzi natomiast o pogłębienie naszej koncepcji rozumu i korzystania z niego.

Ponieważ obok radości wobec możliwości każdego człowieka dostrzegamy również zagrożenia wynikające z tych możliwości i powinniśmy się zastanowić, jak możemy je opanować. Osiągniemy cel dopiero wtedy, gdy rozum i wiara zostaną zjednoczone w nowy sposób; gdy przekroczymy ograniczenie ustanowione przez sam rozum wobec tego, co da się sprawdzić poprzez doświadczenie, i ukażemy mu na nowo całą jego wielkość.

W tym znaczeniu teologia, nie tylko jako dyscyplina historyczna i naukowo-humanistyczna, ale jako teologia prawdziwa i właściwa, tzn. jako refleksja nad rozumem wiary, powinna mieć swoje miejsce na uniwersytecie i w szerokim dialogu nauk. Tylko tak staniemy się także zdolni do prawdziwego dialogu kultur i religii - dialogu, którego tak pilnie potrzebujemy.

W świecie zachodnim panuje powszechna opinia, że tylko rozum pozytywistyczny i formy filozofii z niego się wywodzące mają charakter uniwersalny. Ale głęboko religijne kultury świata widzą właśnie w tym wykluczeniu pierwiastka Boskiego z uniwersalności rozumu atak na ich najbardziej wewnętrzne przekonania.
Rozum, który jest głuchy na pierwiastek Boski i spycha religię do obszaru podkultur, jest niezdolny do włączania się do dialogu kultur. A mimo to nowoczesny rozum właściwy dla nauk przyrodniczych ze swoim istotnym elementem platońskim zawiera w sobie, jak próbowałem to wykazać, pytanie, które go przekracza wraz z jego możliwościami metodologicznymi.

On sam musi po prostu zaakceptować racjonalną strukturę materii i zgodność między naszym duchem a strukturami racjonalnymi działającymi w naturze jako fakt ustalony, na którym zasadza się jego droga metodologiczna.

Ale pytanie o przyczynę tego ustalonego faktu istnieje i winno być przekazane przez nauki przyrodnicze innym poziomom i sposobom myślenia - filozofii i teologii. W przypadku filozofii i - w odmienny sposób - teologii słuchanie ważnych doświadczeń i poglądów tradycji religijnych ludzkości, w szczególności tradycji wiary chrześcijańskiej, stanowi źródło poznania; odrzucenie tego pytania oznaczałoby niedopuszczalną redukcję naszego słuchania i odpowiadania.

Tutaj przychodzi mi na myśl wypowiedź Sokratesa skierowana do Fedona. W poprzednich dialogach poruszono wiele błędnych poglądów filozoficznych. Wówczas Sokrates mówi: “Byłoby bardzo zrozumiałe, gdyby ktoś z powodu irytacji wywołanych tyloma błędnymi rzeczami znienawidził przez resztę swego życia każde rozważanie o bycie i je szkalował.

Ale tym samym zagubiłby prawdę o bycie i doświadczyłby wielkiej szkody”. Od dawna Zachód jest zagrożony tą niechęcią do stawiania sobie fundamentalnych pytań przez rozum. W ten sposób mógłby doznać jedynie wielkiej szkody. Odwaga otwierania się na wielkość rozumu, a nie odrzucenie jego wielkości - to właśnie stanowi program, poprzez który teologia podejmująca refleksję nad wiarą biblijną wchodzi w dialog z obecnymi czasami.

“Niedziałanie według rozumu, niedziałanie z Logosem jest sprzeczne z naturą Boga”, powiedział Manuel II, wychodząc od chrześcijańskiego obrazu Boga, perskiemu współrozmówcy. Właśnie zapraszamy naszych współrozmówców w dialogu kultur do tego wielkiego Logos, do tej wielkości rozumu. Wielkim zadaniem uniwersytetu jest ciągłe odnajdywanie go na nowo dla nas samych.

Z języka włoskiego tłumaczył WL./Nasz Dziennik/

Źródło
PS a gdzie są wiaderka i łopatki ;)
_________________
Pucz trwa, Blacky samowolnie pozbawił mnie uprawnień admina.
 
 
Półkownik 
Stary Basior

Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 2968
Wysłany: Pon 18 Wrz, 2006 15:15   

Jakoś mi to wywody Pogromcy nie pasują. Co ma do rzeczy sprzeczność Chrześcijaństwa z Islamem do zabaw w gminnej piaskownicy?
 
 
Hegemon 
Beczkowóz


Pomógł: 2 razy
Wiek: 45
Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 11979
Skąd: z głupia frant
Wysłany: Pon 18 Wrz, 2006 15:21   

Myślę, że należy traktować je rozłącznie, jako podsumowanie co bardziej gorących tematów ostatnich dni. Ale niechże się sam Poeta wypowie :mrgreen:
_________________
Его Высокопревосходительство
 
 
Psuj 
Wolny Strzelec
Pogromca Smoków


Wiek: 35
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 4676
Skąd: Miasto Środka
Wysłany: Pon 18 Wrz, 2006 17:56   

Poeta wypowie się z szybka, bo dzisiaj ciężki dzień :)
No więc, Półkowniku, w temacioe wpisałem "Piaskownica" nieprzypadkowo- to taka moja zabawa w pisanie na tematy, jak to Hegemon wyraził całkiem słusznie, co bardziej gorące. Po prostu od kiedy zdałem maturę (starą!), jakoś nie mam gdzie się wyżyć :mrgreen: .
Tematy są oczywiście pomieszane subiektywnie.

Pozdrawiam

PS
Hegemonie, pozwolisz, ze odpowiem na Twój przedostatni post później, dzisiaj mój internet jest zbyt modemowy :)
_________________
„Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba”
 
 
 
Psuj 
Wolny Strzelec
Pogromca Smoków


Wiek: 35
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 4676
Skąd: Miasto Środka
Wysłany: Wto 19 Wrz, 2006 20:42   

Nadeszło później ;) czyli czas odnieść się do hegemonowego postu w celu zajadłej obrony...
Hegemonie, przepraszam za traktowanie Cię w trzeciej osobie, ale jakoś wygodniej mi się odpowiadało w tej formie, pewnie ze względu na rozpęd po pierwszym tekście :)

Otóż Hegemon w swoim poście (jeśli dobrze zrozumiałem) twierdzi, że nieuzasadnione jest głoszenie tezy, iż "chrześcijaństwo i islam wiele łączy ze względu na wspólne pochodzenie obu religii". Odniosłem nawet wrażenie, że Hegemon zasugerował mi wyznawanie takiej teorii.
Być może jest to zasługą mojego dość mętnego stylu, ale sugestia ta nie jest zgodna z rzeczywistością. Przytaczany przez Hegemona cytat nie został przeze mnie użyty w formie stwierdzenia ("tak jest") ale dla opisu dotychczasowego dialogu chrześcijańsko- muzułmańskiego. Trudno bowiem nie zauważyć, że do tej pory w kontaktach z muzułamanami strona chrześcijańska zawsze zapewniała, że obie religie, wierząc w Boga Jedynego, w gruncie rzeczy dążą do tego samego celu. Zapewnienie to wyrażano na różne sposoby, kulminacją było ucałowanie Koranu przez Jana Pawła II. Zawsze też w takich sytuacjach podkreślano wspólne korzenie obu religii, sprowadzające się do faktu, że Mahomet był obeznany w religiach chrześcijańskiej i żydowskiej i na ich podstawie stworzył islam. Czyli, jak lapidarnie to ujął Hegemon- zżynał z Biblii.
Stąd w cytowanym kawałku pojawiło się uogólnienie "wyrastające ze wspólnego pnia, wiele łączy" Użyte, powtarzam, tylko w celu opisania dotychczasowych działań na polu dialogu.
Oczywiście nie chcę tu atakować Naszego Papieża, który wierzył w ludzi nawet zaślepionych krwiożerczymi doktrynami- zresztą Jego gesty służyły budowaniu dobrych relacji między oboma religiami, były więc usprawiedliwione. Tyle, że nie były dialogiem, raczej wstępem do niego, budowaniem atmosfery.
Sam dialog z islamem, jak pokazały ostatnie wydarzenia, rzeczywiście staje pod znakiem zapytania. Jslam jest religią agresywną, ekspansywna i masową- chrześcijaństwo jest filozoficzne i, przepraszam za słowo, zindywidualizowane. Czy między takimi podmiotami możliwe jest porozumienie... Ja sądzę, że nie. Islam (w obecnej postaci) nie zaakceptuje chrześcijaństwa.
Nie twierdziłbym jednak, że sam dialog jest niepotrzebny- trzeba tylko rozsądnie ustalić jego cele. Porozumienie jest niemożliwe, ale nie da się ukryć, ze wyznawcy islamu to ponad miliard głów, jeszcze więcej ludzi skupia chrześcijaństwo. Dialog między kulturami w takiej czy innej formie będzie trwał i tak. Musi tylko, z naszej przynajmniej strony, radykalnie zmienić formę- nie ma sensu twierdzić już, że islam to kultura, której cele, wartości i środki używane do ich osiaganie (czy obrony) są choćby zbliżone do naszych. Zdajmy sobie jasno sprawę, że celem islamu jest, między innymi, zdominowanie wyrosłej z chrześcijaństwa kultury i w dialogu z agresorem, jakim islam niewątpliwie jest, twardo bronić swoich racji- jako obiektywnie lepszych, bo nie odwołujących się do przemocy, nienawiści i śmierci.
Celem dialogu nie jest już porozumienie, ale obrona naszych wartości i ewentualne rozpowszechnianie ich w środowisku (kulturze?) islamu, w nadziei, że kiedyś, za jakieś setki lat, pod wpływem tego lub innych czynników islam dorośnie do polemiki.
Przede wszystkim musimy zachować tożsamość, biorąc nawet pod uwagę, że cel ten może skutkować konfliktami militarnymi (choćby takimi jak we Francji).
Doszedłem w ten niewiarygodnie sprytny sposób do drugiej tezy, z którą kłóci się Hegemon.
Może najpierw się wytłumaczę- pisząc o domniemanej reakcji Arabów, myślałem o przykładzie dość nielicznej grupy, polskich muzułmanów, których wypowiedź papieża nie zraniła- bo ją zrozumieli. Doszedłem na tym przykładzie do wniosku, że to skutek otoczenia przez kulturę chrześcijańską, z którą zżyli się do tego stopnia, że dostrzegają racje pozostające poza pojęciem ortodoksyjnego islamu.
Wracając teraz do zakwestionowanego fragmentu- mogę zgodzić się z tym, że (znowu) sformułowałem go zbyt niejasn, by wyraził on jednoznacznie moje w tej kwestii zdanie. Używając stwierdzenia "gdyby Arabowie znaleźli się przez jakiś czas w otoczeniu innej niż własna kultury" popełniłem błąd, bo rzeczywiście, zdanie to może sugerować muzułmańską enklawę (niekoniecznie w rozumieniu lokacyjnym, ale też jeśli chodzi o kontakty z "obcymi") w chrześcijańskim świecie- czyli sytuację, w jakiej znajdują się, na przykład, francuscy muzułmanie. Chodziło mi o coś innego- otoczenie przez inną niż własna kulturę w tym wypadku oznaczałoby korzystanie z tej kultury, uczestniczenie w niej- a na pewno jej poznanie. Zauważmy, że francuscy/brytyjscy/holenderscy/rosyjscy (i inni) muzułmanie to ludzie zamknięci na naszą cywilizację, czerpiący z niej najwyżej środki do życie, ale w gruncie rzeczy nią gardzący- de facto żyją oni w świecie ortodoksyjnego, hermetycznego islamu, mimo iż fizycznei przebywają daleko poza jego zasięgiem. Z drugiej strony- muzułmanie polscy (i nieliczne inne środowiska muzułmańskie) pozostający w styczność z chrześcijaństwem (czy "postchrześcijaństwem"- że użyję takiego uproszczenia)- to grupy, których religia przynajmniej uśpiła w sobie krwiożercze zapędy. Czy trwale- czas pokaże. Ale jeśli dopatrywać się szans na ucywilizowanie (w dobrym tego słowa znaczeniu) islamu, to właśnie w i poprzez takie grupy. Być może ci ludzie do racjonalnego dialogu dorośli.
Kwestia, czy religia bez wojny to jeszcze islam, pozostaje otwarta.


W sprawie Putina i jego połajanek- nawet pominąwszy pochodzenie Aleksego, gdyby założyć zupełną czystość moralną patriarchy itd.- i tak pozostaje on tylko jednym w dwóch zwierzchników prawosławia- i to tym mniej znacznym. Co prawda usiłuje się kreować na głowę całej Cerkwi, ale to raczej mocarstwowe zapędy Rosji...
Czego się zresztą spodziewać po Putinie?
_________________
„Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba”
 
 
 
MS 
Banita


Wiek: 49
Dołączył: 07 Mar 2003
Posty: 9501
Skąd: z przeszłości
Wysłany: Czw 21 Wrz, 2006 23:21   

To masz kolejny kamyczek do swojej piaskownicy ;)
GazWyb napisał/a:

Majchrowski skarży Ziobrę za "nieudacznika"

Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski poinformował, że reprezentujący go adwokaci złożyli do krakowskiej prokuratury wniosek o wszczęcie postępowania karnego w sprawie wypowiedzi ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro
Zobacz powiekszenie
Fot. Paweł Piotrowski / AG
Jacek Majchrowski
Zdaniem Majchrowskiego, wypowiedź ministra - m.in. podczas zeszłotygodniowej konferencji prasowej - była znieważeniem i pomówieniem. Ziobro określił prezydenta Krakowa mianem "zwykłego nieudacznika", niepanującego nad swymi urzędnikami, którzy "niszczą substancję archeologiczną krakowskiego rynku"; nazwał również Majchrowskiego "kolegą Jerzego Jaskierni".

Prezydent Krakowa zapowiedział, że w czwartek lub najdalej w piątek jego pełnomocnik wystąpi do sądu cywilnego o ochronę jego dobrego imienia. Majchrowski będzie się domagał od ministra sprawiedliwości publicznych przeprosin. "Występuję tutaj nie jako Jacek Majchrowski, bo mówiąc szczerze, jest mi to zupełnie jako Jackowi Majchrowskiemu obojętne, co pan Ziobro myśli czy mówi na mój temat" - powiedział. "Występuję tu jako prezydent jednego z największych miast polskich, jako działacz samorządowy, występuję jako sędzia Trybunału Stanu i jako nauczyciel akademicki" - uzasadnił.

jest taka jednostka chorobowa jak rozczworzenie jaźnii ? :D
oj zapomniał pan MAjchrowski coś o swojej skromności powiedzieć
Całość
_________________
Pucz trwa, Blacky samowolnie pozbawił mnie uprawnień admina.
 
 
Psuj 
Wolny Strzelec
Pogromca Smoków


Wiek: 35
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 4676
Skąd: Miasto Środka
Wysłany: Czw 21 Wrz, 2006 23:25   

Z racji późnej pory zapytam na razie tylko- czy głównym zarzutem będzie "znieważenie przez nazwanie kolegą Jerzego Jaskierni"?
_________________
„Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba”
 
 
 
belpher 
członek zarządu koła

Wiek: 70
Dołączył: 01 Kwi 2006
Posty: 377
Skąd: z księstwa łęczycko-sieradzkiego
Wysłany: Pią 22 Wrz, 2006 18:07   

Cytat:
jako doświadczonemu plakatowieszaczowi i plakatozrywaczowi, życzył.

Tak na marginesie, muszę Ci Młody Człowieku uświadomić, że właśnie przyznałeś się do przestępstwa wyborczego polegającego na zrywaniu plakatów! Jest ono ścigane z powództwa publicznego i może zakończyć sie skazaniem na grzywnę, karę ograniczenia wolności, lub jej pozbawienia. Zalecałbym ostrożność (zarówno podczas zrywania plakatów, jak i podczas gadania o tym). A poza tym, zrywanie plakatów jest fe i fuj! To mówię Ci ja, SSSSSSSSStary plakatowieszacz. :wink:
_________________
Jeden tylko w życiu cel.
Białym być i kochać biel.
 
 
Psuj 
Wolny Strzelec
Pogromca Smoków


Wiek: 35
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 4676
Skąd: Miasto Środka
Wysłany: Pią 22 Wrz, 2006 21:50   

belpher napisał/a:
Tak na marginesie, muszę Ci Młody Człowieku uświadomić, że właśnie przyznałeś się do przestępstwa wyborczego polegającego na zrywaniu plakatów!

A skąd wiesz, może ja swoje zrywałem? :)
Natomiast nigdy, nigdy nie zerwałem plakatu normalnej partii, byłem delikatny nawet, gdy chodziło o PO (jako, że zazwyczaj byłem najszybszy na tablicy, to moje plakaty były zalepiane. Sposób postępowania był prosty- zalepiałem swoimi, ewentualnie zrywałem, żeby moje były dobrze widoczne... Natomiast jeśli chodzi o plakaty postkomuny... no cóż, nikt nie jest doskonały...).

PS. Już się zaczynałem zastanawiać, belpherze, czy aby nowy rok szkolny nie zawrócił Ci w głowie, tak zniknąłeś... Chyba nie tylko ja się martwiłem :)
_________________
„Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba”
 
 
 
belpher 
członek zarządu koła

Wiek: 70
Dołączył: 01 Kwi 2006
Posty: 377
Skąd: z księstwa łęczycko-sieradzkiego
Wysłany: Sob 23 Wrz, 2006 09:39   

Pogromca Smoków napisał/a:
belpher napisał/a:
Tak na marginesie, muszę Ci Młody Człowieku uświadomić, że właśnie przyznałeś się do przestępstwa wyborczego polegającego na zrywaniu plakatów!

PS. Już się zaczynałem zastanawiać, belpherze, czy aby nowy rok szkolny nie zawrócił Ci w głowie, tak zniknąłeś... Chyba nie tylko ja się martwiłem :)

Cieszę się, że ktoś zauważył moje zniknięcie, ale cóż - nowy rok szkolny, nowe obowiązki i nowe papiery do wypełnienia :evil: :( . A jeszcze sprawy zaległe z powodu wysiadywania przed kompem!

Cytat:
A skąd wiesz, może ja swoje zrywałem? :)

Dowcipnyś i wyszczekany, no dobrze, dobrze, trzymaj tak dalej, może wyrośniesz na nonkonformistę :wink:
Cytat:
Natomiast jeśli chodzi o plakaty postkomuny... no cóż, nikt nie jest doskonały...).

Tu można się tylko zgodzić, choć ja nawet tego nie zrywałem. Czyżbym był legalistą :idea: :!: :?:
PS
Moderatorze Czcigodny, podziel ten wątek na dwa, bo jako żywo to dwa oddzielne wątki!
_________________
Jeden tylko w życiu cel.
Białym być i kochać biel.
 
 
Psuj 
Wolny Strzelec
Pogromca Smoków


Wiek: 35
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 4676
Skąd: Miasto Środka
Wysłany: Sob 23 Wrz, 2006 18:09   

Cytat:
podziel ten wątek na dwa, bo jako żywo są to dwa oddzielne wątki!

Muszę się zastanowić, zanim coś z piaskownicy oddam :)
Szczególnie, że zrobiłem wątek w celu dania ujścia własnym grafomańskim zapędom bez szkody dla innych i diabli wiedzą, co mi jeszcze przyjdzie do głowy napisać... Tu może być wiele różnych wątków.
Może, jak coś się ładnie rozwinie, to się przesypie. Pożyjemy, zobaczymy.
_________________
„Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba”
 
 
 
Psuj 
Wolny Strzelec
Pogromca Smoków


Wiek: 35
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 4676
Skąd: Miasto Środka
  Wysłany: Nie 24 Wrz, 2006 22:08   II

Termin "sypanie piasku" brzmi trochę jak "lanie wody"...
To tytułem wstępu.

Wpadłem na kolejny pomysł, który w tym tygodniu przeprowadzam sam, ale w ogóle proszę o kandydatury z uzasadnieniem. Już piszę o co chodzi, może na przykładzie:
Otóż za ten tydzień łopatką po łbie dostaje Donald Tusk, za całokształt logicznych wypowiedzi po rozpadzie koalicji, zwieńczony stwierdzeniem, że PO może rozmawiać w sprawie porozumienia z każdym, rzecz jasna po wygranych wyborach.
Wiaderko otrzymuje premier Kaczyński, za doprowadzenie szefa opozycji do takiego stanu. Wiaderko, bo trzeba posprzątać po wicepremierze.
Zaległe nagrody za zeszły tydzień nie zostaną przyznane- lex retro non agit. Za to mam specjalne wyróżnienie, nie będę oryginalny- za całokształt działalności w ostatnich tygodniach taczuszkę :twisted: wraz z wszelkimi skojarzeniami dostaje prezes NBP.

Ad rem. Huk rozpadającej się koalicji zagłuszył kilka wydarzeń, które w zwykłej sytuacji byłyby pierwszoplanowe. Na przykład, żeby długo nie szukać, powrót Zyty Gilowskiej do rządu. Pani wicepremier musiała przeboleć zmniejszone zainteresowanie jej osobą, chociaż odejście Leppera na pewno sporo jej zrekompensowało. Sugestia, że Lepper wyleciał, bo w przeciwnej sytuacji Gilowska do rządu by nie wróciła jest co prawda mocno karkołomna, ale ma swoje mocne strony. Choćby fakt, że pani profesor podjęła decyzję parę dni temu, nie chciała jej jednak ujawnić. Gdyby decyzją było "wchodzę, ale Leppera ma nie być"- takie zachowanie byłoby całkiem zrozumiałe.

Rozpad koalicji zmusił PiS do poszukiwania nowej większości. Co prawda jest jeszcze możliwość doprowadzenia do samorozwiązania Sejmu, ale jakoś wydaje się ona mało prawdopodobna... Szczególnie, że większość najprawdopodobniej uda się zmajstrować, prośbą czy groźbą. PSL nie ma specjalnie wyjscia, a kilku brakujacych posłów się zapewne wykruszy z Samoobrony, pomimo obronnego uruchomienia weksli przez Leppera. Swoją drogą Weksle mogą stać się gwoździem do lepperowej trumny, nawet jeśli okaże się, że są legalne. W kampanii wyborczej będą jak znalazł, ciekawe, ile procent dostanie partia "lichwiarzy"... Przewodniczący chyba nie do końca wie, co robi- mało prawdopodobne, by zyski z weksli przewyższyły straty, które nadejdą najprawdopodobniej już 12 listopada.

Innym zagłuszonym wydarzeniem było orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego (składającego się z samych niezależnych i apolitycznych byłych działaczy SLD i UW) w sprawie bankowej komisji śledczej. Rzecz jasna, znakomita większość celów komisji okazała się niezgodna z Konstytucją, w wzywanie prezesa NBP na świadka- zamachem na niezależność banku. Z tą niezależnoscią pewnie chodziło o to, że na skutek przesłuchań bank zostałby zmuszony do natychmiastowej zmiany prezesa, do ewidentnie jest godzeniem w jego niezależność. Wiem, ta teoria ma swoje minusy, ale i tak jest lepsza od głoszonych przez obrońców Balcerowicza (chociaż oni zwykle ograniczają się do samego płaczu nad gwałtem na NPB, nie zniżając się do uzasadnień).

Wygląda na to, że cała dzisiejsza piaskownica ma coś wspólnego z Wielkim, Okropnym Wybuchem (koalicji), w skrócie WOW(k), ponieważ wystrzelenie Leppera ma jeszcze jeden, bardzo pozytywny skutek. Wydaje się, że prezes Wildstein może spać odrobinę spokojniej, nie bojąc się, że lada dzień moze być złożony w ofierze Andrzejowi, w ramach ochrony całości koalicji. Tym bardziej, że po ostatniej na ten temat wypowiedzi premiera (że nie zamierza dłużej Wildsteina bronić) jego sytuacja stała się mocno niepewna. Pozostaje mieć nadzieję, że uspokojony prezes Wildstein zacznie wreszcie solidniejsze sprzątanie w TVP, bo jak na razie telewizyjni dziennikarze wypełniają tylko część swojej misji, czyli krytykują rząd. To bardzo dobrze, ale trochę razi, jeśli przy okazji za bardzo wspomaga się opozycję...

Żeby nie było tylko z jednej beczki, spójrzmy wokół. Na przykład na Węgry, gdzie zszokowane niecodziennym wydarzeniem społeczeństwo trochę pohulało. Niecodziennym wydarzeniem było oczywiscie powiedzenie prawdy przez socjalistę. Wymsknęło się biednemu premierowi, że wszystko spaprał, na dodatek mijał się z prawdą w czasie kampanii wyborczej... A później jeszcze nieszczęśliwszym trafem wypowiedź trafiła do mediów, które nadużyły wolności informacji i mamy skutek...Węgrzy to strasznie mściwy naród- mógł biedny premier urodzić się w Polsce, a na pewno czołowy, naszpikowany inteligentami dziennik ogólnokrajowy wybaczyłby mu kłamstwo... pardon, rozminięcie się z prawdą... no, ściśle mówiąc- chwilę słabości i biedny premier szybko awansowałby do grona autorytetów. I to wcale nie dlatego, że jest lewakiem- po prostu taki szczery, odważny...
Nasze miasta co prawda nie zostaną chyba zniszczone w najbliższym czasie (chociaż niedługo platformiany społeczny protest...) ale jest spora szansa na zupełne ich zalepienie w toku rozkręcającej się kampanii samorządowej. Na słupach i tablicach wyborczych pojawią się lokalni i mniej lokalni działacze, których zrywanie jest absolutnie nielegalne, nawet jeśli chodzi o postkomunistów... Ale nie ma co się martwić- głębsze zastanowienie doprowadza do optymistycznego wniosku, że wiszący na słupie postkomunista nie musi być widokiem przykrym.
Życzę zatem jak najprzyjemniejszych widoków.
_________________
„Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba”
Ostatnio zmieniony przez Psuj Nie 24 Wrz, 2006 22:35, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
 
Trapp 
baron wojewódzki


Dołączył: 11 Mar 2006
Posty: 4086
Skąd: mazowsze
Wysłany: Nie 24 Wrz, 2006 22:27   

Cytat:
Węgrzy to strasznie mściwy naród- mógł biedny premier urodzić się w Polsce, a na pewno czołowy, naszpikowany inteligentami dziennik ogólnokrajowy wybaczyłby mu kłamstwo... pardon, rozminięcie się z prawdą... no, ściśle mówiąc- chwilę słabości i biedny premier szybko awansowałby do grona autorytetów, bo taki szczery i odważny...
Że wtrącę ( choć trochę strach by nie dostać łopatką po łbie :lol: ) zależy z jakiej partii byłby ten premier , bo obecnemu to chyba nie byłoby przebacz :!: wszak pamiętamy wypowiedź Edelmana by wziąć nóż i dźgać , dźgać i jeszcze raz dźgać by zabolało .
 
 
Psuj 
Wolny Strzelec
Pogromca Smoków


Wiek: 35
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 4676
Skąd: Miasto Środka
Wysłany: Nie 24 Wrz, 2006 22:31   

Cytat:
zależy z jakiej partii byłby ten premier

Kurczę, no własnie wiedziełem, że zapomniałem dopisać kluczowego zdania- dzięki, Daru, już dodaję :)
_________________
„Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba”
 
 
 
belpher 
członek zarządu koła

Wiek: 70
Dołączył: 01 Kwi 2006
Posty: 377
Skąd: z księstwa łęczycko-sieradzkiego
Wysłany: Pon 25 Wrz, 2006 18:48   

Przed poprzednimi wyborami parlamentarnymi, tymi w 2002 roku, Wojtuś Olejniczak wisiał na KAŻDYM drzewie i każdym słupie pomiędzy Łowiczem a Szczercowem (pow. bełchatowski). I to na dwa tygodnie przed oficjalnym rozpoczęciem kampanii wyborczej! Wiem, bo widziałem. A dobrzy ludzie donieśli mi :D , że do powiatowych oddziałów ARiMR jego plakaty dowożono nie paczkami, ale PALETAMI!!! A później w sprawozdaniach finansowych WSZYSTKO się zgadzało. No patrz pan!?!
Fakt, że widok komucha wiszącego na drzewie jest miły oku i sercu, ale ja bym wolał widzieć ich in corpore, a nie na plakatach!
_________________
Jeden tylko w życiu cel.
Białym być i kochać biel.
 
 
Psuj 
Wolny Strzelec
Pogromca Smoków


Wiek: 35
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 4676
Skąd: Miasto Środka
Wysłany: Pon 25 Wrz, 2006 19:06   

belpher napisał/a:
Fakt, że widok komucha wiszącego na drzewie jest miły oku i sercu, ale ja bym wolał widzieć ich in corpore, a nie na plakatach

A to nie jest podżeganie do rękoczynów? Ktoś mi ostatnio wypominał łamanie prawa...:twisted:
Więc widzisz, Belpherze, ja wolałem napisać "głębsze zastanowienie" :mrgreen:
_________________
„Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba”
 
 
 
belpher 
członek zarządu koła

Wiek: 70
Dołączył: 01 Kwi 2006
Posty: 377
Skąd: z księstwa łęczycko-sieradzkiego
Wysłany: Pon 25 Wrz, 2006 19:20   

Ja napisałem tylko "co mi w duszy gra"! Nie nawołuję do przemocy! Nie można skarać za próbę kradzieży kogoś, kto mówi, że waza z dynastii Ming pięknie wyglądałaby w jego domu i chciałby ją mieć! A za poglądy to się nikogo karać nie powinno, choć oczywiście Biedroń niejaki, tudzież Środa z Poniedziałkiem powiedzą rzecz jasna, że za faszystowski kaczyzm powinno sie wieszać!
Ale gdyby mnie skazali, to byłbym więźniem sumienia i wszystkie lewackie organizacje musiałyby się nade mną pochylać :) Już widzę te młode aktywistki :P
_________________
Jeden tylko w życiu cel.
Białym być i kochać biel.
 
 
Psuj 
Wolny Strzelec
Pogromca Smoków


Wiek: 35
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 4676
Skąd: Miasto Środka
Wysłany: Pon 02 Paź, 2006 20:14   

Afera Leppera-Tuska, czyli tydzień pod znakiem taśm.
Od razu wytłumaczę się z terminologii- "Leppera-Tuska", bo te dwa nazwiska należą do ludzi najbardziej dla inicjacji i rozwoju wydarzeń zasłużonych, a przynajmniej tymi zasłużonymi dowodzących. Pomijam niestety dziennikarzy, skupiając się tylko na politykach, ale w końcu to oni mają najwięcej na aferze do ugrania (chociaż kto ma więcej do stracenia, ciężko stwierdzić). Używam określenia "afera", bo fakt rozdmuchania dość zwyczajnych negocjacji do obserwowanych w ostatnim tygodniu rozmiarów na aferę zakrawa (dobrze- jeśli chodzi o te negocjacje, to nie są one może nie do końca zwyczajne, wszak nie codziennie osoba pokroju Adama Lipińskiego negocjuje z taką Renatą Beger, która w zeszłym roku w końcu zrobiła maturę). Będę się trzymał tej terminologii ufając, ze pominięci przeze mnie wybaczyliby mi pominięcie swoich nazwisk ze względów ekonomicznych. W końcu pisanie "afera Leppera-Tuska-Maksymiuka-Schetyny-Beger-Komorowskiego-Sekielskiego-itd." byłoby ździebko uciążliwe.
Samym zapalnikiem afery było nagranie prowadzonych przez wiceszefa PiSu rozmów z dość, jak na Samoobronę, prominentną posłanką. Posłanka nosiłą się z zamiarem przejścia do PiS, rzecz jasna niekoniecznie za darmo. Początkowo marzyło jej się stanowisko wicemarszałka Sejmu, z ramienia Bloku Ludowo-Narodowego. Negocjacje owsiana posłanka prowadziła wspólnie z grupą rozłamowców. Później najwyraźniej wyniuchała lepszy interes, bo zaczęła negocjować na własną rękę, co chyba nie doprowadziło do spodziewanych rezultatów (reprezentantce klubu to się stanowisko odda, ale Renacie Beger raczej nie wypada), na domiar złego o zamiarach złotowłosej posłanki dowiedział się złototwarzy przewodniczący. Posłanka jakoś swojej wierności dowieść musiała, a biorąc pod uwagę wyroki wyroki dowodzenie wierności PiSowi zbyt perspektywiczne by nie było.
W normalnym państwie cała sprawa byłaby 1-2 dniową sensacyjką, szczególnie wziawszy pod uwagę zupełny brak inicjatywy rzekomo sprzedającego demokrację posła Lipińskiego. Tak się jednak składa, że znacznej części naszych polityków i większości dziennikarzy sporo jeszcze do normy brakuje. Histeryczny jazgot zagłuszył więc wszelką mertytoryczną dyskusję, a co najgorsze, także tr4zeźwą analizę rzekomo sensacyjnego materiału.
W tym miejscu wypada przyznać pierwsze wyróżnienie. Przypada ono zbiorowo wszystkim, którzy wpisując się w najczęściej używane ramy komentowali ujawnienie taśm w sposób, delikatnie rzecz ujmując, odbiegający od standardów. Ponieważ technicznie trudno byłoby wyróżnienie to przyznać wszystkim zasłużonym, w imieniu wyżej wspomnianych łopatką po łbie (i to wielokrotnie) dostaje redaktor Piotr Stasiński, z Jedynie Słusznej Gazety. Jego wybór na reprezentanta tak licznego i świetnego grona podyktowany jest występem w programie "Debaty Polaków", gdzie bardzo rzeczowo i spokojnie wyłuszczał on swoje racje. Do tego stopnia rzeczowo i spokojnie, że aż zakrzyczał i zwymyślał redaktora Sakiewicza. Naprzemian syczące i wrzeszczące wypowiedzi były po prostu bezkonkurencyjne.
Ponieważ działania p. Lipińskiego określono tyleż widowiskowym, co mało precyzyjnym mianem "korupcji politycznej", dość szybko zrodziło się pytanie, jak daleko sięgają owej korupcji granice. Szczególnie chyba nurtowało ono- w kontekście odbywających się w zeszłym roku negocjacji koalicyjnych z PO- działaczy PiS. Do tego stopnia, że aż Marek Kuchciński, szef klubu parlamentarnego PiS, zaprezentował kartki z wypisanymi postulatami PO, by upewnić się, czy aby na pewno PiS nie usiłował wtedy korumpować Platformy, Wątpliwości p. Kuchcińskiego są ze wszech miar loigiczne- w końcu jeśli zachcianki posłanki Beger były PiSowską korupcją, to niby dlaczego żądania Platformy miałyby nią nie być? Szczególnie, że PO żądała znacznie więcej niż Beger- większosci ministerstw i stanowiska marszałka Sejmu. Na szczęście PiS jednak nie zdecydowało się na przyjęcie platformianych postulatów, widać bojąc się dopuścić aż takiej korupcji.
Vivat logika.
Swoją drogą prawie zupełny brak zainteresowania dziennikarzy sprawą na pewno nie wynika z nierzetelności, po prostu jest skutkiem niedopatrzenia. Mówienie zaś o powiązaniach dziennikarzy z WSI jest już absolutnie nie na miejscu i dowodzi krwiożerczości takie obrzydliwe insynuacje rozsiewajacego.
Co prawda trochę zastanawia zbieżność czasowa ataku taśmami i zakończenia prac komisji weryfikacyjnej i likwidacyjnej WSI, ale nie można być zanadto podejrzliwym. Przecież na pewno nie chodziło o to, że gdyby rząd upadł pod pierwszym ciosem jazgotu i histerii, o odtajnieniu przygotowywanych przez komisje raportów decydowałby już kolejny gabinet, którego decyzja byłaby raczej oczywista... Wystarczy już o tej polityce, bo w końcu dam do zrozumienia, że cała afera była odruchem obronnym rozbijanego ubekistanu, a przecież wiadomo, że ubekistanu nie ma.
Na koniec więc wyróżnienie, tym razem pozytywne. Szpadelek przyznaję piłkarzom ŁKSu- za zwycięstwo w meczu na szczycie (na boisku lidera) oraz piłkarzom Wisły Kraków, za udany rewanż nad Iraklisem.
Z życzeniami sukcesów w dalszych meczach pucharowych dla Wisły oraz w przeszłorocznej edycji europejskich pucharów dla obu klubów. A co, trzeba nawet wbrew opiniom mediów wierzyć w swoją drużynę. Czego z kolei życzę wszystkim ostatnio zawiedzionym wyborcom.
_________________
„Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba”
 
 
 
Stary Belf 
Sprzątacz Tego Forum!


Wiek: 110
Dołączył: 30 Gru 2002
Posty: 4820
Skąd: Rodowite Mazowsze
Wysłany: Wto 03 Paź, 2006 09:09   

Pogromca Smoków napisał/a:
Ponieważ technicznie trudno byłoby wyróżnienie to przyznać wszystkim zasłużonym, w imieniu wyżej wspomnianych łopatką po łbie (i to wielokrotnie) dostaje redaktor Piotr Stasiński, z Jedynie Słusznej Gazety. Jego wybór na reprezentanta tak licznego i świetnego grona podyktowany jest występem w programie "Debaty Polaków", gdzie bardzo rzeczowo i spokojnie wyłuszczał on swoje racje. Do tego stopnia rzeczowo i spokojnie, że aż zakrzyczał i zwymyślał redaktora Sakiewicza. Naprzemian syczące i wrzeszczące wypowiedzi były po prostu bezkonkurencyjne.

Rozumiem, że red. Piotr Stasiński został zgłoszony jako oficjalny kadydat do Małłacha.
I jeszce jako kamyczek do ogródka:
Igor Janke w Rzepie z 03.10.2006 napisał/a:
Piotr Stasiński, słysząc w telewizyjnym studiu opinie całkowicie sprzeczne ze swoimi, wygłaszane przez Tomasza Sakiewicza z "Gazety Polskiej", nie polemizuje z nimi spokojnie, ale wściekle ryczy: "Pan jest lizusowskim dziennikarzem!". I oskarża rozmówcę o chodzenie na pasku Prawa i Sprawiedliwości.
_________________
Kryzys załomotał do naszych drzwi, wyłamał próg ostrożnościowy i tak nas walnął rykoszetem, że zgubiliśmy 29 miliardów złotych
/Wolna parafraza Donia/
 
 
Psuj 
Wolny Strzelec
Pogromca Smoków


Wiek: 35
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 4676
Skąd: Miasto Środka
Wysłany: Wto 03 Paź, 2006 19:11   

TLM napisał/a:
Rozumiem, że red. Piotr Stasiński został zgłoszony jako oficjalny kadydat do Małłacha.

Generalnie mam parę kandydatur, chyba zrobię sobie wewnętrzne prawybory :)
Ale Stasiński rzeczywiście może być trudny do pokonania...
_________________
„Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba”
 
 
 
Psuj 
Wolny Strzelec
Pogromca Smoków


Wiek: 35
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 4676
Skąd: Miasto Środka
Wysłany: Pią 25 Maj, 2007 22:43   

Akurat zbliżają się wielkimi krokami wybory Małlacha pierwszego półrocza AD 2007, więc odgrzebanie Piaskownicy zagrzebanej przy okazji poprzedniego Małłacha jest logicznie uzasadnione :)
_________________
„Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba”
 
 
 
Psuj 
Wolny Strzelec
Pogromca Smoków


Wiek: 35
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 4676
Skąd: Miasto Środka
Wysłany: Sob 26 Maj, 2007 12:22   Granice polityki wg dra Wielomskiego

Doktor Wielomski, jeden z czołowych polskich konserwatystów, miał ostatnio pecha zachować się niekonsekwentnie. Ponieważ wcześniej miał pecha zachować się co najmniej niekonserwatywnie, nie powinno dziwić, że ściągnął na siebie gniew części braci konserwatywnej, w tym mojej skromnej osoby.

Zacznę od przypomnienia pewnych, dość odległych już wydarzeń. W czasie sławnej sprawy abpa Wielgusa p. Wielomski stanął po stronie oskarżonego. Fakt, że oskarżenie było słuszne, jest w tej sprawie tylko dodatkowym czynnikiem, ponieważ argumentacja doktora była trochę wstrząsająca. Twierdził on mianowicie (na łamach "NCzasu") że być może są nawet dokumenty świadczące przeciw biskupowi, niewykluczone, że prawdziwe- ale nie powinno się ich ujawniać. Ksiądz biskup, według Adama Wielomskiego, powinien pozostać na stanowisku ze względu na swoje poglądy, a bez względu na przeszłość. Doktor zaatakował "Gazetę Polską" argumentując, że wykonała strzał we własne szeregi, że najpierw powinno się zlustrować przeciwnika, a potem szukać belek we własnych oczach itd. Zadziałało, jak widać, nietypowe u konserwatysty odrzucenie przeszłości połączone ze światopoglądowym "nasizmem" (sformułowanie, o ile pamiętam, użyte kiedyś na Forum przez tom asha- bardzo mi się spodobało). Atakowanie biskupa było niepolityczne.

Oczywiście p. Wielomski miał prawo do takiej postawy, choć była ona dość mało konserwatywna, natomiast okraszona sporą dawką cynizmu, który u tego człowieka był dość szokujący. Być może chciał zachować się politycznie, ma jakiś wielki plan wymagający poświęcenia niektórych konserwatywnych idei, ale obiecujący znaczniejsze korzyści...

Jakże więc zdziwiłem się, kiedy przeczytałem w jednym z ostatnich "NCzasów" kolejny tekst tego autora, traktujący o ekskomunice. W pierwszych jego słowach zawarta była wyraźna krytyka zachowania posłów PiS (w tym premiera) w czasie głosowania nad poprawkami do Konstytucji w sprawie aborcji. Dr. Wielomski skomentował stwierdzenie premiera Kaczyńskiego, który twierdził, że nie boi się w związku z tym ekskomuniki. Napisał, że rzeczywiście w dzisiejszym, zliberalizowanym i zastraszonym Kościele nie ma co obawiać się wykluczenia- co wyraźnie sugerowało, że w Kościele niezliberalizowanym i niezastraszonym (czyli takim, jaki być powinien) premier Kaczyński zostałby ekskomunikowany, z czym dr Wielomski zapewne by się zgodził.

W tekście Adama Wielomskiego taka krytyka brzmi jednak co najmniej fałszywie. W końcu powinien zrozumieć, że premier Kaczyński i posłowie PiS zachowali się politycznie. W imię większego planu poświęcili niektóre idee. Kto jak kto, ale dr Wielomski chyba coś o tym wie.

Jak więc traktować sprzeczności w jego wypowiedziach?
_________________
„Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba”
 
 
 
Półkownik 
Stary Basior

Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 2968
Wysłany: Sob 26 Maj, 2007 13:30   Re: Granice polityki wg dra Wielomskiego

Pogromca Smoków napisał/a:


Jak więc traktować sprzeczności w jego wypowiedziach?

Errare humanum est. W to nawet Michnik wierzy. :shock:
 
 
Psuj 
Wolny Strzelec
Pogromca Smoków


Wiek: 35
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 4676
Skąd: Miasto Środka
Wysłany: Nie 27 Maj, 2007 16:48   

Coś mi się wydaje, że tematy lekarskie- i w ogóle okołomedyczne- nie opuszczą mnie jeszcze przez jakiś czas. Zastanawiam się tylko, czy wrócić do sedna- czyli studiów medycznych, odpłatności za nie, możliwości wyjazdu po ukończeniu, czy dalej gnębić strajkujących związkowców (związkowców, nie lekarzy, bo strajk odbywa się dla dobra związku, a nie lekarzy; owszem, wiem, że nie wszyscy strajkujący do związku należą- ale że popierają, czyli się solidaryzują poprzez strajk, niech poniosą konsekwencje).

Będzie o strajku i zarobkach (oraz innych zawodach ździebko). Często przywołuje się argument, że prawnicy/informatycy/inżynierowie zarabiają znacznie więcej niż lekarze, co jest "nie w porządku". Pominę prawników- stworzona przez korporacje sytuacja jest tak patologiczna, że patologiczność służby zdrowia wygląda przy niej niczym piesek rasy papillon przy bernardynie, tudzież Wróbel przy Semce albo Bugaj przy Kaliszu. Przejdę od razu do tych nieszczęsnych inżynierów i informatyków, rzekomo zarabiających więcej niż lekarze. Po pierwsze, taki informatyk tyra zwykle w jednej firmie, robi kilka zleceń dla drugiej i jeszcze dorzuca prywatne fuchy. Oczywiście, podobnie jak "inżynier", rzadko który informatyk pracuje w firmach państwowych. Implikuje to ważne następstwa- najważniejsze jest to, że musi być on po prostu dobry w swoim fachu, bo jak będzie słaby, to nie zarobi. Poza tym proszę zwrócić uwagę na zatrudnienie- po studiach lekarskich jest ono praktycznie pewne, po politechnicznych wielu absolwentów nie pracuje w zawodzie- radzą sobie tylko najlepsi. Tymczasem lekarze chcieliby- niezależnie od jakości pracy- otrzymać duże pieniądze z gwarancją zatrudnienia. Tymczasem, jak po każdym kierunku, są wśród nich lepsi i gorsi. Lepsi, dobrze pracując, powinni konkurować ze sobą o jak najlepszą pracę, gorsi- przekwalifikować się dla dobra pacjentów. Z jakichś powodów jednak tak się nie dzieje- środowisko lekarskie prezentuje tu zadziwiającą solidarność, której powodów nie będę tu roztrząsał.

Oczywiście, solidarność z, delikatnie mówiąc, mniej wykwalifikowanymi kolegami ma swoje plusy, dowodzi dobrych cech (no dobrze, jestem złośliwy) itd., ale ma też i minusy. Jednym z nich jest obniżenie jakości usług medycznych, wzrost cen tych usług (poprzez nieumiejętnie stawiane diagnozy, nieumiejętnie dobierane badania, nieumiejętnie dobierane leki i inne sposoby terapii chociażby), co pociąga za sobą obniżenie pensji. Dodając to do zbiurokratyzowania administracji i lewych interesów lekarzy z firmami farmaceutycznymi, otrzymujemy dość dobrze przedstawione powody niskich (choć w porównaniu do innych zawodów i tak przyzwoitych) lekarskich wynagrodzeń.

Nie można też zapominać, że lekarze są w znacznie lepszym położeniu od np. informatyków. Jeden powód już przytoczyłem- informatyk musi być jednym z lepszych w tym, co robi, lekarz nie. Drugi powód jest taki, że lekarz, podobnie jak informatyk, też ma możliwość dorabiania na boku i na kilku etatach, co w połączeniu z mniejszymi stawianymi mu wymaganiami znacznie polepsza jego sytuację. Poza tym niebagatelną rolę odgrywa brak obowiązku posiadania przez lekarzy kas fiskalnych, dzięki czemu dochody z działalności prywatnej są praktycznie nieopodatkowane. Być może gdyby wprowadzić obowiązek posiadania kas fiskalnych przez lekarzy, te 11 miliardów jakoś by się znalazło... (dobra, dobra, po raz kolejny jestem złośliwy, ale nie tak znowu bardzo bardzo).

Tezy moje potwierdza zresztą obiektywna ocena poziomu dobrobytu w poszczególnych grupach społecznych. Z niewiadomych (gdyby brać pod uwagę tylko pensje) względów lekarze raczej nie biedują, wręcz przeciwnie, należą do kilku procent najbogatszych obywateli. Prawie każdy absolwent medycyny ma w perspektywie dobrą sytuację materialna wynikającą z pracy w zawodzie. Proszę wskazać drugą taką grupę absolwentów (nawet absolwenci prawa tak nie mają, nie wszyscy niestety mają tatusiów w korporacjach).

Słyszałem dzisiaj w radiu tezę, według której lekarskie strajki i żądania finansowe są spowodowane tym, że działalność obecnej władzy, utrudniwszy znacznie branie łapówek, de facto skasowała źródło dochodu. Podwyżki mają więc być swego rodzaju odszkodowaniem...
Ponieważ wiem od znajomych, którzy mieli przyjemność być ostatnio hospitalizowanymi, że faktycznie transfer łapówkowych pieniędzy ostatnio przygasa, jest to teoria nawet prawdopodobna. Mógł być to po prostu powód, dla którego OZZLowi udało się wciągnąć do swoich rozgrywek dość znaczną liczbę lekarzy.
_________________
„Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba”
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,18 sekundy. Zapytań do SQL: 10